[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Fielding Liz
Szalona miłość
Miranda Grenville jest piękną i silną kobietą, niewiele osób jednak wie, jak trudne miała
życie. W dalszym ciągu los nie szczędzi jej dramatów. Podczas wakacji na dziewiczej
rajskiej wyspie Miranda pada ofiarą groźnego w skutkach trzęsienia ziemi. Zostaje
uwięziona w ruinach starej świątyni. Na szczęście po niedługim czasie odkrywa, że nie
jest sama. Jej radość jednak szybko gaśnie, bo mężczyzna, którego głos dociera do niej w
mroku, wcale nie zachowuje się jak wybawca...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Miranda Grenville przeżyła ceremonię podwójnego chrztu; podając kolejno dzieci, dokonała
sakramentalnych przyrzeczeń, a pastor wypowiedział imiona:
Minette Daisy... Jude Michael...
Stała obok rozpromienionych matek - najpierw swojej szwagierki Belle, a potem jej siostry Daisy - i
uśmiechała się do zdjęć. A nawet sama kilka z nich zrobiła.
Uroczystość bez wątpienia należała do radosnych, więc uśmiech nie schodził jej z twarzy, pomimo że
ból rozsadzał serce. Nauka przychodziła jej z łatwością, ale ukrywania uczuć nie można się nauczyć z
książek. Jest to o wiele trudniejsza sztuka. Gdy jednak ból stawał się nie do zniesienia i po prostu
musiała go ukryć, żeby przetrwać, wykrzesywała jakbś siły.
Nie zawsze tak było.
Dawniej ujawniała emocje przed całym światem. To Ivo, jej brat, wydawał się nieczuły i zamknięty w
sobie. Dopiero potęga miłości, której Miranda nie potrafiła zrozumieć, i radość z ojcostwa rozbiły
lodową powłokę, która skuwała jego serce. Teraz ona czuła się wyizolowana, skrępowana i
osamotniona z powodu sekretu, którego nikomu nie wyjawiła - nawet bratu.
6
Liz Fielding
Uśmiechała się więc do niego w tym radosnym dniu. Ale on nie dał się zwieść. Zbyt dobrze ją znał.
Zauważył jej niepewność i nerwowość wyzierającą spod warstewki opanowania. Po jego twarzy
przemknął cień niepokoju i zdumienia. Miałaby mu zepsuć tak szczęśliwy dzień? Nagle poczuła się tu
zawadą. Musi stąd uciec, zanim Ivo zada pytanie, które widniało w jego oczach: Czy coś mogę dla
ciebie zrobić?
Odpowiedź brzmiała: nie. Ivo zrobił już wystarczająco dużo. Trwał przy niej, otaczał ją miłością. Był
liną ratunkową utrzymującą ją na powierzchni, choć mało brakowało, by pociągnęła go za sobą w
odmęty rozpaczy.
Miał teraz nowe życie. Najwyższy czas uwolnić go od bolesnej przeszłości, przekonać, że sama sobie
z nią poradzi. Uśmiechała się aż do bólu, wznosiła toasty, robiła zdjęcia telefonem komórkowym,
próbowała tortów.
Była na skraju załamania, gdy nieoczekiwanie jej szwa-gierka oświadczyła, że idzie nakarmić
Minette. Wykorzystała okazję.
- Muszę już wyjść - powiedziała, idąc za Belle do dziecinnego pokoju.
- Tak szybko? - Belle ujęła jej rękę nie po to, aby ją zatrzymać, ale całkowicie naturalnym dla niej
gestem, pełnym ciepła i życzliwości, na które Miranda, o czym doskonale wiedziała, nie zasługiwała.
Wtargnięcie pięknej Belle Davenport w życie brata przyjęła z pełną goryczy niechęcią. Nie lubiła jej,
ponieważ Belle należała do kobiet, które przyciągają do siebie ludzi; nie lubiła jej, ponieważ Ivo nie
mógł bez niej żyć. I ponieważ to z jej powodu Miranda poczuła się obco we własnym domu. Belle
odsunęła ją na bok.
Szalona miłość
7
Głupia. Ona jedna na świecie powinna wiedzieć, że miłość Iva jest niewzruszona.
- Muszę zdążyć na samolot - wyjaśniła, odsuwając rękę szwagierki. Nie potrzebowała życzliwości.
Nie zasługiwała na nią. - Przez ostatnie kilka miesięcy harowałam w ciągłym stresie, pomyślałam
więc, że zanim znów zaczniemy kręcić, skorzystam z okazji, że obie wzięłyście urlop, i poświęcę
trochę czasu sobie.
Belle i Daisy przebywały na urlopach macierzyńskich. Wcześniej we trójkę z Mirandą prowadziły
telewizyjną firmę producencką.
- Świetnie - ucieszyła się Belle. - Jedziesz w jakieś interesujące miejsce?
- Tam, gdzie nie ma telefonu - odparła. Chłodny, trochę drwiący ton głosu stał się jej drugą naturą.
Gdy głodna Minette znalazła pierś matki i zaczęła ssać, Miranda odwróciła wzrok. - Pożegnaj Iva w
moim imieniu - poprosiła przez ściśnięte gardło. - I Daisy.
- Nie zrobisz tego osobiście?
- Wolę się wymknąć. - Udało jej się wzruszyć ramionami, choć czuła się odrętwiała. - Wiesz, jaki jest
Ivo... Zechce wiedzieć, dokąd jadę i wymusi na mnie obietnicę, że będę w kontakcie.
ł
Tej obietnicy nie mogłaby dotrzymać.
Musi dać mu wolność, aby mógł nacieszyć się swoją nową rodziną. Musi uciec od nadmiaru uwagi,
ciepła, życzliwości i pojechać tam, gdzie nikt jej nie zna. Gdzie będzie mogła pozwolić sobie na złość
i kaprysy; gdzie będzie mogła wreszcie być sobą.
- Dziękuję ci, Mando. - Belle ścisnęła jej rękę.
- Za co? Jeszcze pożałujesz, że wybrałaś mnie na mat-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]