[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Andrea Cremer
Cień Nocy
Przekład
Agnieszka Kabala
A(mb)er
1
Garthowi, który pierwszy przeczytał tę książkę
i pierwszy się nią zachwycił
2
Thomas Hobbes
Lewiatan
1
Z
awsze z radością witałam walkę, ale podczas bitwy ogarniał mnie szał.
Ryk niedźwiedzia wypełnił mi uszy. Jego gorący oddech atakował moje nozdrza, podsycając
żądzę krwi. Usłyszałam, że chłopak za mną zachłysnął się powietrzem. Ten rozpaczliwy dźwięk
kazał mi mocno zaryć się pazurami w ziemię. Znów zawarczałam na większego drapieżnika,
wyzywając go, by ośmielił się mnie minąć.
Co ja wyprawiam, do diabła?
Zaryzykowałam spojrzenie na chłopaka i puls mi przyspieszył. Prawą dłoń przyciskał do ran na
udzie. Między jego palcami płynęła krew i wsiąkała w dżinsy, które wyglądały teraz jak umazane
czarną farbą. Rozdarta koszula ledwie przysłaniała głębokie szramy na jego piersi. W moim gardle
wezbrał warkot.
3
Co do czarowników, nie uważam, by ich czary miały jakąkolwiek rzeczywistą moc.
Przypadłam do ziemi, z naprężonymi mięśniami, gotowa do ataku. Grizzly stanął na tylnych
łapach. Nie cofnęłam się.
Calla!
Krzyk Bryn zabrzmiał w moich myślach. Smukła brązowa wilczyca wyskoczyła z lasu i rzuciła
się ku odsłoniętemu bokowi niedźwiedzia. Grizzly obrócił się, opadając na cztery łapy. Piana
trysnęła mu z pyska, kiedy zaatakował niespodziewanego napastnika. Ale Bryn, szybka jak
błyskawica, uchyliła się przed jego szarżą. Unikała ciosów grubych jak konary łap, za każdym
razem poza zasięgiem, za każdym razem o ułamek sekundy szybsza od niedźwiedzia.
Wykorzystała przewagę i znów ugryzła, drwiąc sobie z niego. Zobaczyłam, jak niedźwiedź odwraca
się tyłem, skoczyłam przed siebie i wyrwałam kawał mięsa z jego tylnej łapy. Odwrócił się, by
stawić mi czoło, przewracając oczami z bólu.
Bryn i ja skradałyśmy się przy ziemi, okrążając wielkie zwierzę. Od jego krwi poczułam gorąco
w pysku. Moje ciało się napięło. Nie przerywaliśmy tego tańca, zacieśniając okrążenia. Oczy
niedźwiedzia śledziły nas. Czułam zapach jego wahania, jego narastającego strachu. Szczeknęłam
krótko, ochryple i błysnęłam kłami. Grizzly prychnął, odwrócił się i ciężkim krokiem poczłapał do
lasu.
Uniosłam pysk i zawyłam triumfalnie. Jęk sprowadził mnie z powrotem na ziemię. Chłopak
wpatrywał się w nas szeroko otwartymi oczami. Ciekawość pociągnęła mnie w jego stronę.
Zdradziłam swoich panów, złamałam ich prawa. Wszystko to dla niego.
Dlaczego?
Opuściłam nisko głowę, smakując powietrze. Krew chłopaka płynęła po jego skórze, spływała na
ziemię. Ostry miedziany zapach spowijał moje sumienie odurzającą mgłą. Miałam ochotę
spróbować tej krwi.
Calla?
Niespokojne pytanie Bryn odciągnęło moje spojrzenie od leżącego człowieka.
4
Spadaj stąd.
Wyszczerzyłam zęby na mniejszą wilczycę. Przypadła do ziemi i na brzuchu
przyczołgała się do mnie. Potem uniosła pysk i liznęła mnie.
Co chcesz zrobić? - pytały mnie jej niebieskie oczy.
Była przerażona. Czyżby myślała, że zabiję go dla przyjemności? Poczucie winy i wstyd
wypełniły moje żyły.
Bryn, nie możesz tu być. Idź stąd. Szybko.
Zaskomlała, ale odeszła z podkulonym ogonem i zniknęła między sosnami.
Powoli ruszyłam w stronę chłopaka. Strzygłam uszami. Chłopak z trudem chwytał oddech, na
jego twarzy były ból i przerażenie. Tam, gdzie pazury grizzly przeorały jego pierś i udo, ziały
głębokie rany. Wciąż płynęła z nich krew. I wiedziałam, że nie przestanie. Zawarczałam, przy-
gnębiona kruchością ludzkiego ciała.
Wyglądał, jakby był w moim wieku: miał siedemnaście, może osiemnaście lat. Kasztanowe włosy
z lekkim złotym połyskiem opadały rozczochrane wokół jego twarzy. Pot przylepiał kosmyki do
czoła i policzków. Był smukły, silny - wyglądał na kogoś, kto umie znaleźć drogę w górach, i
najwyraźniej ją znalazł. Do tej części terytorium prowadził tylko stromy, niegościnny szlak.
Otulał go zapach strachu, drażniący mój łowiecki instynkt, ale pod tym zapachem było jeszcze
coś - aromat wiosny, wykluwających się liści i rozmarzającej ziemi. Zapach pełen nadziei.
Możliwości. Subtelny i kuszący.
Zbliżyłam się jeszcze o krok. Wiedziałam, co chcę zrobić, ale to by oznaczało kolejne, o wiele
poważniejsze naruszenie praw Opiekunów. Chłopak próbował się odsunąć, ale cicho krzyknął z
bólu i padł na łokcie. Badałam wzrokiem jego twarz. Miał szczękę jak wyrzeźbioną i wysokie kości
policzkowe; jego rysy wykrzywiał ból. Ale nawet kiedy tak się wił, był piękny - mięśnie kurczyły się
i rozluźniały, ujawniając jego siłę, walkę ciała z nieuniknionym końcem, i wszystko to sprawiało, że
jego cierpienie wydawało się szlachetne, wysublimowane. Porwało mnie pragnienie, żeby mu
pomóc.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]