[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ŁŻŁ
T
OMASZ
M
ALEC
SCAN-
DAL
PROLOG
Hotel ten cieszy si du popularno ci - by bardzo okaza y, z reprezentacyjn
łężą śą ł ł ą
fasad i pe nym przepychu wn trzem. Znajdowa si niedaleko Whitehall. Górne pi tro
ą ł ę łę ę
budynku zajmowa o towarzystwo mi dzynarodowych przedsi biorców - tyle móg
ł ę ę ł
powiedzie sam dyrektor hotelu. Mieszka cy tego pi tra posiadali osobn wind i schody
ć ń ę ą ę
odseparowane od reszty kompleksu. Mieli nawet w asn drog ewakuacyjn . W a ciwie byli
łą ę ąłś
ca kowicie niezale ni. Patrz c z zewn trz, niewielu mog oby si domy li , e budynek
ł ż ą ą ł ę śćż
hotelowy jest miejscem tajemniczych bada przeprowadzanych przez mieszka ców
ń ń
ę
„Mi dzynarodowi przedsi biorcy”? Mo na by o ich za takich uwa a ... Nazwa
ę ę ż ł żć
ukrywa a stworzon przez Rz d organizacj , która ci gle tkwi a w stadium rozwoju.
ł ą ą ę ą ł
Przeznaczano na ni nik e fundusze, które pokrywa y jedynie koszty utrzymania
ął ł
administracji. Lecz nawet dla tych niewielkich sum nie by o usprawiedliwienia, gdy
ł ż
korzy ci z dzia alno ci organizacji by y kwesti odleg ej, niepewnej przysz o ci. Nale a o
ś ł ś ł ą ł łś żł
wi c unika rozg osu - podatnicy nie lubi zb dnych wydatków. Ka de potkni cie mog o
ę ć ł ąę ż ę ł
oznacza likwidacj lub co najmniej zawieszenie dzia alno ci.
ć ę ł ś
Trzy dni temu wydarzy o si co , co mog o zachwia lub nawet zniszczy tajemnicz
łęś ł ć ć ą
struktur .
ę
W drodze do swojego domu zmar na atak serca szef wydzia u. Chorowa od
ł ł ł
d u szego czasu, wypadek wi c nie wydawa si pocz tkowo sam w sobie dziwny. Potem
łż ę łę ą
jednak sta o si co , co rzuci o nowe wiat o na to nieszcz liwe zdarzenie. Co , czym Alec
łęś ł śł ęś ś
Kyle nie chcia teraz zaprz ta sobie g owy.
ł ąć ł
Owego poniedzia kowego poranka Kyle, nast pca szefa, musia oszacowa straty i
ł ę ł ć
przemy le mo liwo ci ratowania organizacji. Je eli tylko nie by o ju za pó no. Za o enia
śćż ś ż łż ź łż
projektu od pocz tku by y chwiejne, teraz, bez fachowego kierownictwa wszystko mog o si
ą ł łę
rozsypa .
ć
Rozmy laj c o tym, Kyle z mokrego chodnika wszed przez szklane drzwi wahad owe
śą ł ł
do ma ego hallu. Strz sn z p aszcza wilgotny nieg i opu ci ko nierz.
ł ąąłł ś śłł
On sam nie w tpi ani troch w zasadno projektu, wr cz przeciwnie. Kyle uwa a ,
ął ę ść ę żł
e Wydzia jest bardzo wa ny, nie wiedzia jednak jak broni go przed sceptycyzmem tych na
ż ł ż ł ć
górze. Stary Gormley potrafi przeciwstawi mu si , a to dzi ki przyjacio om na wysokich
ł ć ę ę ł
stanowiskach i swej renomie dobrego fachowca.
Tak wi c o czwartej po po udniu Kyle mia zosta wezwany, by broni swojej pozycji,
ę ł ł ć ć
by udowadnia zas ugi sekcji i racj jej istnienia. Niestety organizacja nie przedstawi a
ćł ę ł
dot d zadowalaj cych raportów ze swojej dzia alno ci.
ą ą ł ś
Po pi ciu latach bezowocnej pracy Wydzia zamierzano zlikwidowa . W a ciwie
ę ł ćłś
niewa ne by y argumenty, które chcia przed o y Kyle. Mogli go zakrzycze , a stary
ż ł ł łżć ć
Gormley potrafi krzycze g o niej ni wszyscy oni razem wzi ci. Mia autorytet i poparcie, a
ł ćłś ż ę ł
on - Alec Kyle - kim by ?
ł
Próbowa wyobrazi sobie scen popo udniowego przes uchania:
ł ć ę ł ł
- Tak, panie Ministrze. Nazywam si Alec Kyle. Czym si zajmuj w Wydziale? No...
ę ę ę
poza funkcj zast pcy Sir Keenana by em, to znaczy jestem... ee, jak to powiedzie ...
ą ę ł ć
prognostykiem. Przepraszam? Ee... to znaczy, e przewiduj przysz o , sir. No nie,
ż ę łść
przyznaj , e nie potrafi poda , kto wygra jutro w Goodwood o trzeciej trzydzie ci.
ęż ę ć ś
Sto lat temu nikt nie wierzy w hipnoz , nawet pi tna cie lat temu wy miewano
ł ę ęś ś
B
RIAN
L
UMLEY
N
EKROSKOP
I
P
RZE O Y
ostatniego pi tra.
ę łęłćż żś ł
drugiej strony, Kyle pod wiadomie czu , e nie wszystko stracone. Dlatego te przyszed tutaj
ś łż ż ł
- eby przejrze materia y Keenana Gormley’a, przygotowa co w rodzaju raportu o
ż ć ł ćś
wydziale. Zamierza walczy o jego przetrwanie.
ł ć
Ostatniej nocy przy ni o mu si , e rozwi zanie le y w a nie tutaj, w tym budynku,
śł ęż ą żłś
w ród papierów pozostawionych przez Gormleya. „Przy ni o si ” nie jest chyba najlepszym
ś śłę
okre leniem. Objawienia Kyle’a przychodzi y zawsze podczas mglistych chwil mi dzy snem
ś ł ę
a przebudzeniem, tu przed odzyskaniem wiadomo ci. Przywo ywa je zazwyczaj dzwonek
ż ś ś łł
budzika, ale równie dobrze móg to by pierwszy promie wiat a s onecznego,
ż ł ć ńśłł
wpadaj cego przez okno sypialni. Tak te sta o si tego poranka. Rozproszone wiat o
ą żłę śł
szarego witu wpad o do pokoju, zapowiadaj c nowy dzie .
ś ł ą ń
I wtedy pojawi a si wizja. „Przeb ysk”, „przywidzenie”, „halucynacja”...? Kyle
łę ł
wiedzia ju , e b dzie to trwa o tylko chwil , wi c skupi si maksymalnie. Wszystko, co
łżżę ł ęę łę
kiedykolwiek widzia w taki sposób, okazywa o si potem niezwykle wa ne.
ł łę ż
Tym razem zobaczy siebie samego siedz cego za biurkiem Keenana Gormleya.
ł ą
Przegl da papiery. Prawa górna szuflada by a otwarta. Na biurku le a y wyj te z niej
ął ł żł ę
dokumenty i akta. Masywny sejf Gormleya sta nietkni ty przy cianie gabinetu. Klucze
ł ę ś
schowane by y w dolnej szufladzie. Ka dy z nich otwiera osobn skrytk w sejfie. Kyle zna
ł ż ł ą ę ł
kombinacj szyfrów, ale nie o tym teraz my la . To, czego szuka , znajdowa o si w
ę śł ł łę
rozrzuconych na biurku dokumentach.
Kyle widzia , jak pochyla si nad pewn teczk . By a to ó ta aktówka, co znaczy o,
ł ę ą ął żł ł
e dotyczy którego z cz onków organizacji. Kogo z „listy”. Kto taki by ca y czas
ż śł ś ś łł
obserwowany przez Gormleya. Obraz przysun si jak w filmowym zbli eniu.
ąłę ż
Najwa niejszy kadr - nazwisko na ok adce teczki: Harry Keogh.
ż ł
I to by o wszystko. Od tej chwili Kyle zacz si budzi . Trudno mu by o zgadn , co
ł ąłę ć ł ąć
to wszystko mia o znaczy - ju dawno przesta próbowa zg bia znaczenie swoich
ł ćż ł ćłęć
„przeb ysków”. W ka dym razie, je li cokolwiek dzisiaj go tutaj przynios o, by to ten krótki,
ł ż ś ł ł
niewyt umaczalny „sen” przed przebudzeniem.
ł
By o jeszcze wcze nie rano. Kyle przedar si przez zat oczone ulice Londynu w kilka
ł ś łę ł
minut. Za godzin wsz dzie dooko a zapanuje zgie k, ale tutaj by o jeszcze cicho. Pozostali
ę ę ł ł ł
pracownicy administracji (troje wraz z maszynistk ) mieli wolne z powodu mierci szefa.
ą ś
ł ł
Kyle nacisn przycisk windy i wszed do rodka. Wyci gn swój identyfikator i
ął łś ąął
wsun go w otwór kontrolny. Winda drgn a, ale nie ruszy a z miejsca. Kyle ze zdziwieniem
ął ęł ł
spojrza na kart i cicho zakl . Jej wa no wygas a wczoraj. Na szcz cie wraz z innymi
ł ę ął żść ł ęś
drobiazgami mia ze sob kart Gormleya. Tym razem winda ruszy a w gór . U y ponownie
ł ą ę ł ężł
identyfikatora, aby dosta si do g ównych pomieszcze . W rodku panowa a g ucha cisza.
ćę ł ń ś łł
Gabinet Gormleya sprawia troch dziwne wra enie. wiat o po przej ciu przez
ł ę ż Ś ł ś
ciemnozielone szyby i lekko podniesione aluzje, tworzy o na cianie pokoju poziome smugi.
ż ł ś
To niesamowite o wietlenie pot gowa o uczucie obco ci, jakiego po raz pierwszy dozna
ś ę ł ś ł
Kyle, mimo i cz sto odwiedza to pomieszczenie.
żę ł
Sta na progu i d ugo wpatrywa si przed siebie, zanim wszed . Zamkn za sob
ł ł łę ł ął ą
drzwi i wkroczy na rodek gabinetu. Czujniki ju go zidentyfikowa y, zarówno na zewn trz
łś ż ł ą
jak i tutaj. Na ekranie monitora pojawi si napis:
łę
SIR KEENAN GORMLEY JEST NIEOBECNY. ZNAJDUJESZ SI W REJONIE
Ę
STRZE ONYM. PROSZ SI ZIDENTYFIKOWA NORMALNYM G OSEM. W
Ż ĘĘ Ć Ł
PRZYPADKU POZOSTANIA TUTAJ LUB NIEROZPOZNANIA ZOSTANIE WYDANE
DZIESI CIOSEKUNDOWE OSTRZE ENIE. DRZWI I OKNA ZAMKN SI
Ę Ż ĄĘ
AUTOMATYCZNIE. POWTARZAM: ZNAJDUJESZ SI W REJONIE STRZE ONYM...
Ę Ż
Czu wzbieraj c nienawi wobec zimnej, bezmy lnej maszyny. Troch z przekory
ł ąą ść ś ę
milcza i czeka . W chwil potem ukaza a si kolejna informacja:
ł ł ę łę
ROZPOCZYNA SI DZIESI CIOSEKUNDOWE OSTRZE ENIE...
Ę Ę Ż
akupunktur . Jak móg si udzi , e przekona ich o wa no ci Wydzia u i jego pracy? Z
Biura by y zupe nie puste.
ĘĆ ĘĆ
- Alec Kyle - powiedzia niech tnie. Nie chcia zosta zamkni ty. Maszyna
ł ę ł ć ę
rozpozna a g os, przesta a odlicza , rozpocz a od nowa:
łł ł ć ęł
DZIE DOBRY, PANIE KYLE...
Ń
SIR KEENAN GORMLEY JEST NIEOBECNY...
- Wiem - powiedzia Kyle. - Zmar . Podszed do klawiatury i wy czy system
ł ł ł łął
bezpiecze stwa. Maszyna odpowiedzia a:
ń ł
PROSZ NASTAWI PRZED WYJ CIEM - i zamilk a.
Ę Ć Ś ł
Kyle usiad za biurkiem. „Co za wiat!” - pomy la . „Cholernie pocieszna ekipa!
ł ś śł
Roboty i romantycy. Supernauka i sprawy nadprzyrodzone. Telemetria i telepatia.
Komputerowe wzory prawdopodobie stwa i jasnowidztwo. Wynalazki i duchy!”
ń
Si gn do kieszeni po papierosy i zapalniczk , po o y je w wolnym k cie biurka.
ęął ęłżł ą
Utworzy y wzór, identyczny jak w porannym przeb ysku z przysz o ci. Nie le, zaczynamy.
ł ł łś ź
Spróbowa otworzy szuflad biurka. By a zamkni ta. Wyj notes Gormleya z
ł ć ę ł ę ął
zewn trznej kieszeni p aszcza, sprawdzi kod. SEZAMIE OTWÓRZ SI - odczyta .
ę ł ł Ę ł
Nie mog c opanowa miechu, Kyle wystuka szyfr na klawiaturze i spróbowa raz
ą ćś ł ł
jeszcze. Prawa górna szuflada otworzy a si leciutko. Wewn trz znalaz papiery,
łę ą ł
dokumenty, akta...
„Teraz dopiero zacznie si zabawa” - pomy la .
ę śł
Wyj ca zawarto , umie ci na biurku przed sob i zacz przegl da dokumenty,
ąłłą ść śł ą ął ąć
odk adaj c je po kolei do szuflady. By pewien, e przeczucie go nie zawiod o. W ko cu
ł ą ł ż ł ń
dotar do ó tej teczki. Na ok adce widnia napis: Harry Keogh.
łżł ł ł
Harry Keogh. Sk d zna to nazwisko... Ju raz pojawi o si wcze niej, podczas gry
ąśł ż łę ś
s ownych skojarze , któr zwyk si zabawia z Keenanem Gormleyem. Teczki jednak nie
ł ń ą łę ć
widzia nigdy w yciu - w ka dym razie nie w yciu na jawie. Wpatrywa si w ni dok adnie,
ł ż ż ż łę ą ł
tak jak we nie.
ś
We nie odsun j od siebie. Teraz te tak zrobi . Poczu si troch nieswojo - nie
ś ąłą ż ł łę ę
wiedzia , dlaczego tak si zachowuje. Czu jednocze nie, e jego cia o przenika obca
ł ę ł ś ż ł
energia.
Jeszcze przed chwil w gabinecie by o przyjemnie ciep o. A teraz, w ci gu kilku
ą ł ł ą
sekund temperatura gwa townie spad a.
ł ł
- Jezu Chryste! - szepn . Teczka wysun a si z jego zdr twia ych palców i z
ął ęłę ęł
ha asem spad a na biurko. Kyle drgn , uniós g ow i zamar . Naprzeciwko niego, w
ł ł ął łłę ł
po owie drogi mi dzy drzwiami a biurkiem, kto sta .
ł ę śł
W pierwszej chwili Kyle pomy la , e widzi siebie samego - jak w porannym pó nie.
śłż łś
Po chwili przekona si jednak, e ma do czynienia z kim obcym. Z nadprzyrodzonym
łę ż ś
zjawiskiem! Zreszt nie mog o by inaczej. Czujniki, które nieustannie kontrolowa y
ą łć ł
gabinet i ca e biuro, nic nie wykry y. Gdyby pojawi si ktokolwiek, natychmiast w czy by
ł ł łę łął
si alarm. Tylko Kyle postrzega zjaw .
ę ł ę
Wygl da a ona na m czyzn czy raczej ch opca i by a naga. Sta a naprzeciwko
ął ęż ę ł ł ł
niego i patrzy a mu prosto w oczy. Stopy nie dotyka y dywanu, a smugi zielonego wiat a z
ł ł śł
okien przeszywa y jej cia o.
ł ł
Kyle czu , e jest obserwowany. W g bi umys u zapyta siebie: „Przyjaciel czy...?”
łż łę ł ł
Przesun fotel do przodu i we wn trzu szuflady dostrzeg automatycznego
ął ę ł
browninga, kaliber 9 mm. Wiedzia , e Gormley nosi bro , tej jednak nie zna . Zastanawia
łż łń ł ł
si , czy pistolet by na adowany i nawet je li tak, to czy u ycie go ma jakikolwiek sens?
ę łł ś ż
- Nie - powiedzia a nagle zjawa powoli, prawie niezauwa alnie kr c c g ow .
ł ż ęąłą
Zdziwienie Kyle’a ros o.
ł
- Bo e! - szepn . Ponownie odrzuci o go od biurka. - Ty czytasz w moich my lach!
ż ął ł ś
- Ka dy z nas ma swój talent, Alec.
ż
Zastanawia si , czy wystarczy tylko my le , aby porozumie si ze zjaw .
łę ść ćę ą
- Lepiej mów - odpowiedzia o widmo. - Tak b dzie lepiej.
ł ę
DZIESI ....DZIEWI ....OSIEM....SIEDEM....
łąłśęłąś ć
- Ale kim... czym ty, u diab a, jeste ? - zapyta w ko cu.
ł ś ł ń
- To niewa ne, kim jestem. Wystarczy to, kim by em i kim b d . Teraz pos uchaj,
ż ł ęę ł
mam ci wiele do powiedzenia, wszystko b dzie wa ne. To troch potrwa, mo e kilka godzin.
ę ż ę ż
ś
Kyle wpatrywa si w zjaw , która nieporuszenie trwa a w swoim miejscu. Istnia a i
łę ę ł ł
chcia a z nim rozmawia . Dlaczego z nim i dlaczego teraz?
ł ć
- Czy czego potrzebuj ? - powtórzy pytanie do siebie.
ś ę ł
- Chcia e zapali papierosa - przypomnia o widmo. - Mo e chcia by te zdj
łś ć ł ż łśżąć
p aszcz i przynie sobie kawy. Je li chcesz to zrobi , mo emy zacz za chwil .
ł ść ś ć ż ąć ę
Ogrzewanie znowu zacz o dzia a . Kyle wsta , zdj p aszcz i powiesi go na oparciu
ęł łć łąłł ł
fotela.
- Kawa? - powiedzia . - Tak, zaraz wracam. - Wyszed zza biurka i przeszed obok
ł ł ł
swego go cia. Zjawa obróci a si patrz c, jak wychodzi z pokoju. Wygl da a niczym cie
ś łę ą ął ń
unosz cej si w powietrzu istoty, bezcielesna jak ob ok lub k b dymu. Na pewno by a w niej
ą ę ł łą ł
jaka moc. Kyle w o y dwie pi ciopensówki do automatu stoj cego w g ównym biurze.
ś łżł ę ą ł
Zanim kubek si nape ni , skorzysta z toalety i zabra go w drodze powrotnej. Widmo
ę łł ł ł
czeka o. Kyle okr y je ostro nie i ponownie zasiad za biurkiem.
ł ążł ż ł
Zapali papierosa i przyjrza si go ciowi dok adniej. Chcia utrwali sobie ten obraz
ł łęś ł ł ć
w pami ci.
ę
Widmo musia o mie nieca e metr osiemdziesi t wzrostu. Gdyby cia o by o
ł ć ł ą łł
rzeczywiste, mog oby wa y oko o siedemdziesi ciu kilogramów. Kyle nie mia pewno ci co
ł żćł ę ł ś
do karnacji skóry. W osy, a raczej brudne kud y, mia y barw piasku. Drobne nieregularne
ł ł ł ę
kropki wysoko na policzkach i czole by y przypuszczalnie piegami. Ca o przypomina a
ł łść ł
cz owieka w wieku oko o dwudziestu pi ciu lat.
ł ł ę
Interesuj ce by y oczy. Mia y zadziwiaj co b kitn barw i swoim spojrzeniem
ą ł ł ąłęą ę
przeszywa y Kyle’a na wylot. By o w nich co zagadkowego i przejmuj cego. M dro
ł ł ś ą ąść
stuleci? Wiedza ca ych epok skryta pod jasnob kitnymi t czówkami?
ł łę ę
Poza tym wygl da ca kowicie zwyczajnie. Gdyby nie oczy, nigdy nie obejrza by si
ąłł ł ę
za kim takim na ulicy. By po prostu m odym m czyzn ... lub m odym duchem. A mo e
ś ł ł ęż ą ł ż
bardzo starym duchem?
- Nie - odpar a zjawa. - Nie jestem adnym duchem. Przynajmniej nie w klasycznym
ł ż
tego s owa znaczeniu. Skoro ju si poznali my, czy mo emy zaczyna ?
ł żę ś ż ć
- Zaczyna ? Oczywi cie. - Kyle omal si nie roze mia . Z trudem si powstrzyma .
ć ś ę śł ę ł
- Na pewno jeste gotów?
ś
- Tak, tak. Zaczynajmy natychmiast. Czy mog to nagra ? Dla potomno ci lub co w
ę ć ś ś
tym rodzaju, rozumiesz? Tu mam magnetofon...
- Maszyna mnie nie us yszy - odpowiedzia a zjawa. - Przepraszam, ale mówi tylko
ł ł ę
do ciebie, wy cznie do ciebie. My la em, e to rozumiesz? Ale... je li chcesz, to rób notatki.
łą śł ż ś
- Notatki? Dobrze. - Kyle zacz grzeba w szufladach biurka, znalaz kartki i
ął ć ł
o ówek. - W porz dku, jestem gotów.
ł ą
- Historia, któr ci opowiem nie jest zwyczajna. Nie powiniene si jednak zbytnio
ą śę
zdziwi , skoro pracujesz w takiej organizacji. Je li nie uwierzysz... B dziesz musia potem
ć ś ę ł
nie le popracowa . Wtedy dopiero wyjdzie na jaw prawda, któr ci opowiem. Nie jeste
ź ć ą ś
pewien przysz o ci Wydzia u? Nie martw si tym teraz. Twoja praca nie pójdzie na marne.
łś ł ę
Gormley by szefem, a teraz ty zostaniesz szefem... na pewien czas. Poradzisz sobie,
ł
zapewniam ci . Tak naprawd , mier Gormleya niczego nie zmieni a na gorsze. Jest nawet
ę ęś ć ł
lepiej. Opozycja? Zosta a rozbita i jest na najlepszej drodze do upadku. Mo e ju nigdy si
ł żż ę
ą
Zjawa mówi a, a oczy Kyle’a otwiera y si coraz szerzej. On wszystko wiedzia o
ł łę ł
Wydziale. Wiedzia o Gormleyu, o Opozycji. S owo Opozycja oznacza w terminologii
ł ł
Wydzia u jego rosyjski odpowiednik. Co to ma znaczy , e zostali rozbici? Kyle nic o tym nie
ł ćż
Kyle prze kn lin , usi uj c co powiedzie .
Potrzebujesz czego , zanim zaczniemy?
nie podnios .
łą ę
- Wiem wi cej, ni mo esz sobie wyobrazi - odpowiedzia a zjawa lekko si
ę żż ć ł ę
u miechaj c. - A tego, czego nie wiem, mog si szybko dowiedzie .
ś ą ęę ć
- Pos uchaj - powiedzia Kyle, usprawiedliwiaj c si . - Wcale nie w tpi w to co
ł ł ąę ąę
mówisz, tak jak nie w tpi w swój rozum, ale próbuj wszystko posk ada i...
ąę ę łć
- Rozumiem - przerwa o widmo. - Posk adasz to sobie, kiedy ju zaczniemy. Je eli
ł ł ż ż
potrafisz. W mojej historii, któr zaraz opowiem, czas b dzie zagmatwany - musisz si do
ą ę ę
tego przyzwyczai . Postaram si jednak zachowa chronologi wydarze . Najwa niejsza jest
ć ę ć ę ń ż
informacja. I jej konsekwencje.
- Chyba nie bardzo rozumiem...
- Wiem, wiem. Lepiej usi d i s uchaj, wtedy mo e zrozumiesz.
ąźł ż
ROZDZIA PIERWSZY
Ł
Moskwa, Maj 1971.
W g uszy g sto zalesionego terenu, blisko miasta, gdzie szosa sierpuchowska
ł ę
przecina a prze cz mi dzy niskimi wzgórzami, w kierunku Podolska, sta ogromny dom
ł łę ę ł
podobny troch do twierdzy, pozbawionej ju dawnej wietno ci, a zbudowanej w
ę ż ś ś
nieokre lonym stylu. Kilka skrzyde budowli wzniesiono z nowej ceg y na starych
ś ł ł
kamiennych fundamentach. Reszt zbudowano z tanich u lowych bloków, pomalowano z
ę żż
grubsza na zielono-szary kolor, jakby dla ukrycia niedopasowanej konstrukcji. Zwisaj ce
ą
ł ęą ż ężą ę
chyli y si wyra nie ku ziemi, ale ich kopu y wci jeszcze górowa y nad okolicznymi
łę ź ł ąż ł
drzewami.
Uk ad budynków wokó domu móg sugerowa , e jest to gospodarstwo rolne.
ł ł ł ćż
Jednak nigdzie nie by o wida adnych zwierz t hodowlanych czy maszyn rolniczych.
ł ćż ą
Wysoko wznosi si ogradzaj cy ca o mur, który z racji swojej masywnej struktury i
łę ą łść
wzmocnionych wsporników móg by pozosta o ci czasów feudalnych, cho widnia y na
łć łśą ć ł
nim lady niedawnych prac renowacyjnych. Ci kie, szare bloki betonu zast pi y krusz ce
ś ęż ął ą
si kamienie i star ceg .
ę ąłę
Ca o by a obrazem pe nym grozy. Znak przy krzy ówce, gdzie w las odbija a
łśćł ł ż ł
brukowana droga, oznajmia , e ca y teren jest „W asno ci Pa stwa” chronion przez
łżł ł śąń ą
uzbrojone patrole. Tablica ostrzega a wszystkich przekraczaj cych t granic przed surow
ł ą ę ę ą
kar . Zmotoryzowani nie mieli prawa zatrzymywa si tu z jakiegokolwiek powodu.
ą ćę
Wkraczanie do lasu by o surowo zabronione, nie mówi c ju o polowaniach.
ł ąż
Okolica wydawa a si opuszczona i odizolowana od wiata. Wraz z nadej ciem
łę ś ś
zmroku mg a pokrywa a wszystko mleczn pow ok , i cho wiat a zaczyna y migota zza
ł ł ą łą ćśł ł ć
zas on okien na parterze, poprzednie z e wra enie nie znika o. Blokuj ce przejazd czarne,
ł ł ż ł ą
ogromne limuzyny na le nych drogach, wydawa y si równie porzucone, gdyby nie
ś łę ż
pomara czowe ogniki papierosów i dym unosz cy si nad tymi wiec cymi punktami. Ludzi
ń ą ę ś ą
trudno by o rozpozna . Stali w zaciemnionych miejscach, ich szare p aszcze przypomina y
ł ć ł ł
mundury, a twarze ukrywali pod opuszczonymi na oczy kapeluszami.
Na dziedzi cu g ównego budynku sta ambulans, którego tylne drzwi by y szeroko
ń ł ł ł
otwarte. Personel w bieli na co czeka . Szofer siedzia za kierownic . Obok, w
ś ł ł ą
przypominaj cym stodo otwartym budynku wida by o kontury helikoptera. Gdyby
ą łę ćł
podej bli ej, mo na by zauwa y na nim insygnia Rady Najwy szej. Kwadratowe okna z
śćż ż żć ż
niewielkimi szybami z owrogo migota y w ciemno ci.
ł ł ś
Na jednej z wie , opieraj cej si na niskim, okalaj cym murze, sta m czyzna z
ż ą ę ą łęż
wojskow lornetk i obserwowa teren, w szczególno ci za odkryt przestrze mi dzy
ą ą ł ś ś ą ńę
murem a poblisk k p drzew. Zza pleców wystawa a mu lufa specjalnej wersji karabinu
ąęą ł
ł
Wewn trz g ównego budynku nowoczesne, d wi koszczelne ciany dzieli y dawny,
ą ł źę ś ł
ogromny hall na kilka sporej wielko ci pokoi rozmieszczonych wzd u centralnego
ś łż
korytarza o wietlonego szeregiem jarzeniówek. Ka dy pokój mia solidne zamkni cie, a
ś ż ł ę
wiedzia ! Sk d to... ta istota ma takie informacje? Ile naprawd wie?
przypory i parapety sprawia y przygn biaj ce wra enie. Zw aj ce si ku górze baszty
Ka asznikowa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]