[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Amy AndrewsNa całośćTytuł oryginału:Girl Least Likely to MarryPROLOGDziesięć lat wcześniej. Kampus Hillbrook University, północna częśćstanu Nowy Jork...Cassiopeia Barclay stuknęła się kieliszkiem z przyjaciółkami.– To nie jestżadenkoniec, a dopiero początek. Wprawdzie to ostatniwspólny wieczór, ale przed nami wyprawa samochodowa.Trzy dziewczyny twierdząco pokiwały głowami, jednak Reese, majętnaksiężniczka z nowojorskiej Park Avenue, uciekła wzrokiem i upiła sporyłykszampana. Pochodząca z Anglii Gina zrobiła dokładnie to samo, z wprawąosuszając kieliszek. Marnie,ślicznotkaz Południa, dystyngowanie sączyłakosztowny napój.Pochodząca z Australii Cassie nieśpiesznie upiłałyczekszampana.Zawsze do wszystkiego podchodziła z dużą dozą zdrowego rozsądku. Co jejpo szampanie, drogim czy tanim, skoro efektem picia jest zawsze kac?Ta z koleżankami doświadczyła go po raz pierwszy, i nie miała ochotypowtórzyć. To byłoby szczytem głupoty.A ona nie należy do głupców. Z ilorazem inteligencji sto sześćdziesiąttrzy jest niekwestionowanym geniuszem.Patrzyły z leżaków na rozciągające się przed nimi boisko. Słońcezachodziło i w ciepłym blasku bez trudu można było obserwowaćrozgrzewających się sportowców. To był ustalony rytuał „WspaniałejCzwórki”, jak je nazywano. Dla Cassie te młode kobiety były jak rodzina.Przyjęły ją do swego grona, nie zważając na jej braki w towarzyskim obyciu.Mimo starań nie przekonała się tylko do sportu, miała stuprocentowąpewność,żestypendia dla sportowców były mocno naciągane. To ją oburzałoLTRi budziło sprzeciw. Dlaczego na badania naukowe zawsze brakuje pieniędzy,a na kolejnego sportowca bez problemu się znajdują?Gina westchnęła przeciągle, gdy jeden z osiłków pochylił się i dotknąłstóp, eksponując umięśnione uda. Przy tym ruchu spodenki zsunęły się iodsłoniły górną część jędrnego pośladka.– Och, co za tyłeczek! – wymamrotała z wyraźnym angielskimakcentem.Marnie przewróciła oczami. Jasnowłosa piękność z głębokiegoPołudnia bardzo różniła się od Giny. Drobna, pełnażycia,emanującaniewinnością Marnie stanowiła jaskrawy kontrast z kipiącą zmysłowościąGiną. Choć ten wspólnie spędzony rok ją również zmienił, podobnie jakCassie. Obie wiele zyskały dzięki Ginie i Reese.Reese popatrzyła na Ginę z pobłażliwym uśmiechem. Ostatnio częstojej się to zdarzało, uświadomiła sobie Cassie. Ten uśmiech. Na pewno mazwiązek z jej zaskakującym wyznaniem. Zaklinała się,że żołnierz,któregoniedawno poznała, to właśnie ten mężczyzna.Coś nieprawdopodobnego! Zaledwie po tygodniu znajomości!Zdarzały się momenty, gdy Cassie wśród przyjaciółek czuła się jakistota z innegoświata,i nie miało to związku z jej australijskim akcentem.One były obyte, doskonale orientowały się wświecie,który dla niej, sku-pionej na zdobywaniu wiedzy, był zupełnie obcy.Reese przed chwilą zastrzeliła je informacją,żezakochała się odpierwszego wejrzenia, Gina bezwstydnie zaliczała wolnych – na ogół –amerykańskich przedstawicieli odmiennej płci, zaś Marnie zachwycała siętradycyjnym hucznymślubemprzyjaciółki.Ta sytuacja była dla Cassie dość kłopotliwa, lecz jednocześnieinteresująca – z naukowego punktu widzenia.LTRO ile więcej przyjaciółki mogłyby osiągnąć, gdyby zapanowały nadbuzującymi hormonami i skupiły się na budowaniu kariery. Tak jak ona.Jednak to dzięki nim przejrzała na oczy, ujrzałaświatod innej, nieznanej do-tąd strony.W Australii wiodła samotneżycie.Całymi dniami przesiadywała wdomu lub na uniwersytecie, pochłonięta pracą naukową.Żadnychkoleżanek.Żadnychchłopaków.Żadnegopicia po nocach czypodziwiania sportowców w akcji.Tu, w Hillbrook, wszystko się zmieniło. Jej kumpelki nie przyjmowałydo wiadomości wymówek. Co z tego,żenie umiała odnaleźć się wtowarzystwie, nie znała się na modzie i nie umiała tańczyć? Nie słuchałytłumaczeń, wyciągały ją do klubów, na studenckie imprezki, do barów, gdziekoktajle podawano w dzbankach i królowało karaoke. Pożyczały jej sukienkii buty, robiły makijaż i czesały włosy.Wiele im zawdzięczała. Ten rok w Stanach był dla niej wspaniałymdoświadczeniem, masę się nauczyła.– Jeszcze nadejdzie dzień – odezwała się Reese, wyrywając Cassie zzadumy –żeznienacka stracisz głowę dla jakiegoś faceta. I wtedy ci powiem:„A nie mówiłam! ”Marnie uniosła kieliszek.– Wypijmy za to!LTRDziewczyny wybuchnęłyśmiechemi zapatrzyły się na boisko. Cassierównież, choć bez entuzjazmu. W sumie cieszyła się,żewidokrozgrzewających się sportowców jest jej absolutnie obojętny. Iżejest zbytrozsądna,żebyulegać hormonom.Jako przyszły naukowiec doskonale zdawała sobie sprawę zbiologicznych uwarunkowań, które kierowały ludzkimi zachowaniami,jednak racje rozumu przedkładała nad porywy serca. Giną nie targałyby terazrozterki, gdyby do głosu dopuściła głowę, a nie jajniki.W zeszłym tygodniu Gina wylądowała włóżkuz bratem Marnie i do tejpory nie mogła się pozbierać. Nawet Cassie, zwykle mało wyczulona naniuanse, widziała,żeprzyjaciółka jest poruszona i spięta. Co się stało, to sięnie odstanie. Poza tym to nie Gina była zaręczona.W takich sytuacjach utwierdzała się w postanowieniu, by nigdy się niezakochać. Zresztą i tak nie wierzyła w miłość, no i nie miała czasu nazawracanie sobie głowy czymś absolutnie nieracjonalnym i nielogicznym.Szkoda energii na takie rzeczy, gdy ma się do odkrycia ogromny wszech-świat,o wiele bardziej fascynujący niż mężczyźni.Krzyk triumfu, który dobiegł z boiska, wyrwał ją z tych rozmyślań.– Właśnie tak,ślicznyAdonisie – mówiła Gina. – Teraz go uściśnij –ciągnęła. Potężni mężczyźni przybili sobie piątkę, a potem uścisnęli się. Ginawestchnęła, Marnie i Reese wybuchnęłyśmiechem.Cassie przewróciła oczami. Ta scena mimowolnie przypomniała jejwybieg dla goryli. Jeszcze moment, a zaczną walić się pięściami po piersiachi wzajemnie iskać. Jedno jest oczywiste – nawet gdyby jej iloraz inteligencjispadł o sto punktów i związałaby się z jakimś facetem, na pewno nie byłby tosportowiec.LTR– Cassie, opowiedz nam o gwiazdach. – Marnie odchyliła głowę izapatrzyła się na niebo. – To Wenus, prawda? – zapytała, wskazując w górę.Cassie uśmiechnęła się. Marnie zamęczała je opowieściami o nocnymniebie nad Savannah i była zadowolona,żema pod ręką znawcę astronomii.– Tak – potwierdziła, patrząc na migoczącą gwiazdę.– Zobaczymy dziś Kasjopeję?– Nie, jest za jasno. Jak dojedziemy do Arizony, zatrzymamy się przy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]