[ Pobierz całość w formacie PDF ]
KRISTINE ROLOFSON
NA PEWNO WRÓCĘ
ROZDZIAŁ
1
24 grudnia 1942 roku
- Dojeżdżamy do North Platte! - rozległ się głos
konduktora. - Będziemy tam za kwadrans. Podróżni
wysiadający na tej stacji powinni się przygotować!
Kiedy pociąg zaczął zwalniać, Ray Sandetti wy
prostował długie nogi i przeciągnął się. W wagonie
panował półmrok i było dość chłodno. Zmarzły mu
stopy, mimo że na nogach miał wojskowe buty.
Wstrząsnął nim dreszcz. Ogrzewanie wyłączono, kiedy
opuścili granice stanu Nowy Jork. Chętnie znalazłby
się już w Kalifornii. Ciekawe, czy okręt, na którym ma
służyć, zostanie od razu wysłany na południowy
Pacyfik, pomyślał. Przydałoby się trochę słońca...
Wcale jednak nie było pewne, czy wyślą ich na
południowy Pacyfik. W pociągu, pełnym świeżo po
wołanych do marynarki rekrutów, krążyły na ten
temat bardzo różne opinie. Było ich właściwie tyle, ilu
poborowych, z których każdy uważał się za najlepiej
poinformowanego.
Ray spojrzał na zegarek. Trzecia rano. Czuł się tak,
jakby był w podróży nie od wczoraj, ale od wielu, wielu
6 • NA PEWNO WRÓCĘ
dni. Znowu przeciągnął się i przetarł dłonią zmarzniętą
szybę. Wpatrzył się w ciemność za oknem, usiłując
dojrzeć cokolwiek. Zobaczył jedynie wirujące płatki
śniegu.
Chłopak, który siedział obok, ocknął się i pochylił
w stronę okna.
- Sandy, gdzie my właściwie jesteśmy?
Ray wzruszył ramionami.
- Gdzieś na Środkowym Zachodzie. Dojeżdżamy
do miejscowości, która nazywa się North Platte albo
jakoś tak. A zresztą, czy to takie ważne?
- W końcu mamy dzisiaj Boże Narodzenie, no nie?
- Jerry uśmiechnął się. - Chciałbym wiedzieć, gdzie
spędzam taki dzień, a ty nie?
- Mnie tam wszystko jedno - skrzywił się Ray,
usiłując za niefrasobliwym uśmiechem skryć tęsknotę
za domem. - Jak już nie mogę być w domu w taki
dzień, to mi wszystko jedno - dodał.
Zapiszczały hamulce, pociąg zwolnił i wreszcie się
zatrzymał. Jerry wstał i zaczął zapinać płaszcz.
- Mamy szczęście, że zrobili przystanek w North
Platte - uśmiechnął się. - Słyszałem, że tutaj można
wykupić talony żywnościowe. Chłopie, nareszcie czeka
nas prawdziwa wyżerka!
Tego nie trzeba było Rayowi dwa razy powtarzać.
Ściągnął z wieszaka płaszcz i ruszył wraz z innymi
w kierunku wyjścia. W chwilę potem stał już na
zatłoczonym peronie. Poczuł przenikliwe zimno. Po
stawił kołnierz i wtulił głowę w ramiona. Ludzki potok
niósł go do hali dworca. Pomyślał, że kubek gorącej
kawy byłby bardzo miłym prezentem od Świętego
Mikołaja.
NA PEWNO WRÓCĘ • 7
Najpierw zauważył kobiety. Było ich dużo za ladą
bufetu, wszystkie zajęte wydawaniem jedzenia. Zaczął
się przepychać w kierunku jasno oświetlonego kontu
aru i wciągnął w nozdrza miły zapach. Czy to był za
pach pieczonego indyka, czy tylko mu się wydawało?
- Tutaj, tutaj zapraszam, chłopcy! - zawołała jed
na z kobiet stojąca za długim stołem ustawionym
w rogu sali. - Pośpieszcie się, nie ma znowu tak wiele
czasu!
Na stole stały talerze we wzorek, który dobrze
znał z dzieciństwa. Pamiętał, jak matka troskliwie
ustawiała je na suszarce, obok kuchennego zlewu.
W gardle poczuł skurcz wzruszenia i zaraz się tego
zawstydził.
Poczuł na ramieniu czyjąś rękę. To był Jerry.
- Łap się za te kanapki, chłopie - huknął mu do
ucha, przekrzykując hałas. - O rany, czy mnie się to
aby nie śni?
Cynowe tace były po brzegi wypełnione kanap
kami. Stół dekorowały wazoniki z kwiatami, obok
stały dzbanuszki z mlekiem i duże białe kubki do kawy,
miski z jajkami na twardo, talerze z ciastem. W rogu
leżała sterta tacek. Ray schwycił jedną z nich i ruszył za
innymi wzdłuż stołu.
- Wesołych Świąt.
Ray obejrzał się i zobaczył obok siebie młodą
dziewczynę z wielkim, ciężkim dzbankiem. Miała duże
niebieskie oczy, jasne włosy i najpiękniejszy na świecie
uśmiech.
- Dzięki - wykrztusił. - Wszystkiego najlepszego.
Była taka ładna... Miała brzoskwiniową cerę i świe
żą, pełną wdzięku twarz. Wyglądała normalnie i nie-
8 • NA PEWNO WRÓCĘ
zwykle zarazem. Jakby zjawiła się tu z jakiegoś innego
świata, świata bez wojny, nieustannego strachu, bez
gadania o tym, kto ostatnio oberwał.
- Wszystkiego najlepszego - powtórzył, nie spusz
czając z niej oczu.
- Kawy czy gorącego mleka? - spytała, lekko
się
rumieniąc.
Ray odwrócił wzrok, ale tylko na moment.
- Może na początek mleka.
- Bardzo proszę - uśmiechnęła się, potrząsając
dzbankiem. Ray wyciągnął rękę z kubkiem. Kątem
oka spostrzegł, że był ostatni w kolejce, za nim nikt już
nie stał.
- Skąd tu się wzięłaś? Jak masz na imię? - zapytał,
spoglądając na nią spod oka.
- Janet - uśmiechnęła się znowu. - Mieszkam tutaj.
Ray ukradkiem spojrzał na palce jej lewej ręki, ale
nie dostrzegł obrączki.
- Możemy sobie gdzieś usiąść i pogadać, kiedy
będę jadł? - zapytał znowu.
- Dobrze. - Janet rozejrzała się i wskazała głową
rząd krzeseł stojących pod ścianą. Usiadła pierwsza,
zanim zdążył podsunąć jej krzesło.
- Opowiedz mi o tym miejscu i o sobie.
- A co chcesz wiedzieć?
- Opowiedz, co chcesz. Po prostu chcę słyszeć twój
głos. - Ray podniósł do ust jedną z kanapek i chciwie
wbił w nią zęby.
Policzki Janet znowu okrył rumieniec.
- Ale dlaczego?
- Bo jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedy
kolwiek spotkałem. Czy wszystkie dziewczyny w Neb-
rasce są takie ładne?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]