[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział 1
Dwie dziewczynki
Dawno temu, a dokładnie 20 września 1996 roku narodziła się piękna dziewczynka imieniem Marysia. Tryskała magią mądrością szczęściem i radością oraz dobrocią. Na drugim krańcu Krajenki dzień później narodziła się taka sama dziewczynka imieniem Oliwia. Były tak do siebie podobne, że gdyby położyć je obok siebie to nawet matka by ich nie rozróżniła. W wieku jedenastu miesięcy Piotr Dalia i Magdalena Król Dalia, czyli ojciec i matka Marysi zostali otruci przez Mariusza Blaka. Trzy miesiące wcześniej w niewytłumaczonych okolicznościach zmarli rodzice Oliwii. Oliwia trafiła do domu wuja Wiktora Kasowskiego, ciotki Edalii Król Kasowskiej i kuzyna Roberta o miesiąc starszego.
Wszystko zaczęła się pewnego dnia. Nawet pamiętam datę, było to 17 sierpnia w południe.
Wuj Wiktor wyszedł do pracy a ciotka Edalia poszła na zakupy. Myśląc, że nie będzie jej parę godzin zadzwoniła po opiekunkę dla dzieci. Opiekunka poszła do kuchni przekąsić coś, a że była bardzo żarłoczna była tam bardzo długo. Oliwia przebudziła się nagle ze słodkiego dziecinnego snu i nagle nad sobą zobaczyła wysoką kobietę w czarnych kręconych loczkach. Kobieta widząc niebieskie obudzone oczy Oliwii uśmiechnęła się do małej i nagle zniknęła. Jeszcze tego samego wieczora, gdy wuj wracał z pracy, około godziny 20.00 zauważył kolejną oznakę dziwności. Ta sama kobieta stała, przed domem jego kolegi z pracy, ale nie pukała do drzwi, chociaż wiedziała, że domownicy są w środku. Nagle drzwi otworzyły się, chociaż kobieta nie naciskała klamki a za nimi nikogo nie było. Zdziwiony wuj wrócił do domu i nic nie powiedział żonie, bo znał pewną historię z jej życia. Gdy wieczorem wykąpane i najedzone dzieci usypiały w ramionach wujka, ciotka kończyła właśnie porządki i wyszła wyrzucić śmieci. Postawiła worek obok domu, gdy nagle coś małego i białego pokazało się przed progiem. Było to dziecko! Małe owinięte w kocyk i z liścikiem przywiązanym do małej rączki dziecko.
-Wiktor!! Jakieś dziecko leży nam na progu!! -Krzyknęła przerażona Edalia. Była pewna, że przed chwilą nie było tu żadnego dziecka.
-To je tu przynieś! -Odkrzyknął Wiktor z salonu. Edalia wzięła dziecko na ręce, a dziecko uśmiechnęło się przez sen. Edalia również się uśmiechnęła i weszła do salonu.
-Kto to?- Zapytał Wiktor szeptem żeby nie obudzić dzieci.
-To dziewczynka i ma na imię Marysia. Tak pisze na karteczce-dodała Edalia widząc zdziwiony wzrok męża.
-A to?- Wiktor wskazał na kopertę przywiązaną do rączki Marysi.
-Zdaje się, że liścik.
-Podaj mi go.
-Proszę-Edalia posłusznie dała list mężowi. Wuj rozwiną go.
-To do ciebie-powiedział i zaczął czytać:
Droga Pani Kasowska
Bardzo na przykro
Z powodu śmierci pani siostry,
A ponieważ była pani jej
Jedyną żyjącą rodziną
Prosimy panią o opiekę nad jej córką
Z wyrazami współczucia:
Adrian Dzwonkowski
-Moja siostra nie żyje? Moja siostra Magdalena Król Dalia, ,,Córka Anielska" w rodzinie zmarła?!- Edalia najwidoczniej się zdenerwowała, że nie zaproszono jej ani na chrzest dziecka, ani nie zaproszono jej na pogrzeb i teraz jeszcze proszą ją o wychowanie dziecka siostry, która nie odzywała się przez ostatnie trzynaście lat. Ale Edalia Była też smutna, bo jej już jedyna rodzina zmarła i zostały tylko jak pamiątki dzieci.
-Chyba się o nią nie martwisz. Mówiłaś, że to głupia i naiwna kobieta, która nie wie, co robi- powiedział wuj po chwili ciszy.
-Nie, nie, ale to była moja jedyna rodzina.
Rozdział 2
Pierwsza miłość
Mijały lata. Marysia i Oliwia stawały się coraz piękniejsze, mądrzejsze, weselsze i coraz bardziej dobre. Miały długie, proste rudo- brązowe włosy. Marysia miała zielone, a Oliwia niebieskie oczy. Dziewczyny były tak do siebie podobne, że udawały bliźniaczki. Zaczęły chodzić do szkoły. Wiele chłopców się w nich kochało, ale bez wzajemnego uczucia. Zmieniło się to w trzeciej klasie.
Skończyła się lekcja wychowania fizycznego. Marysia wychodziła z szatni spiesząc się do domu na obiad. Nagle dogonił ją jakiś wysoki chłopak w blond włosach.
-Cześć. Jestem Damian, a ty to pewnie Marysia tak?
-Tak, ja jestem Marysia, a to moja siostra Oliwia.- Powiedziała Marysia przedstawiając Oli, która właśnie ich dogoniła. Oboje podali sobie ręce i przedstawili się.
-Gdzie mieszkacie? Ja na ulicy Pochmurnej 14.-Zapytał Damian
-Naprawdę? My dwie ulice wstecz. Na Słonecznej 14.-Powiedziała Marysia, choć Oli kopnęła ją mocno w nogę żeby nie mówiła.
-Rozumiem. Marysia, mogę cię prosić na słowo na osobności?- Zapytał Damian
-Oczywiście.-Powiedziała Marysia spoglądając zdziwiona na Oliwię.
-Marysia, chcę cię zaprosić jutro o 16.30 w kawiarni w parku. No wiesz, żeby się lepiej poznać, Przyjdziesz?
-Oczywiście. Jeśli Ci na tym zależy to OK.
-Ja uciekam. Mam jeszcze parę lekcji. Pa
-Pa- odpowiedziały dziewczyny. Gdy odszedł Oliwia zapytała Marysię:
-Co Ci mówił Mimi?
-Aaa... Nic takiego. Zaprosił mnie tylko jutro o 16.30 do kawiarni w parku. Żeby się lepiej poznać.
-Ty to masz szczęście. Jednym słowem zazdroszczę Ci.
-Tak? Poczekaj chwilę.- Powiedziała Mimi. Podeszła do jakiegoś wysokiego bruneta, szepnęła mu coś na ucho i razem podeszli do Oliwii.
-Oliwia to Arek. Arek to Oliwia.- Przywitali się, podali sobie ręce i zaczęli rozmawiać. Aż w końcu Arek wypełnił swoje zadanie:
-Oliwia, mogę cię prosić na słowo? Wiem, że i tak powiesz siostrze, ale wole na osobności.
-No przecież, że mogę
-Słuchaj. Chcę Ciebie zaprosić jutro o 16.30 Do kawiarni do parku. Poznamy się lepiej i w ogóle...
-OK. No chyba, że coś mi wypadnie, ale raczej nie, więc będę.
-To dobrze. Ja musze lecieć, bo zdaje się, że zaraz będzie dzwonek. Cześć!
-Cześć!- Odpowiedziały.
-Co wy tak tam długo rozmawialiście? -Zapytała Mimi
-A takie tam. Zaprosił mnie jutro tam gdzie Ciebie Damian i o tej samej godz., co Ciebie Damian- Marysia uśmiechnęła się tajemniczo. Wracając do domu rozmawiały o tym, w co się ubiorą, jako bliźniaczki musiały się ubierać tak samo.
-Już jesteśmy!- Zawołały dziewczynki wchodząc do domu.
-Ciociu, dostałyśmy po piątkach z polskiego.- Powiedziała Marysia przy obiedzie.
-Widzę, że Oliwia się nie cieszy.-Powiedziała ciotka spoglądając na Oliwię. Oliwia była gdzie indziej i jakby nie słyszała, o czym rozmawiają, choć mówiły bardzo głośno.
-Oliwia??!!- Krzyknęła Marysia.
-Cooo...? Co? To ty? Ale mnie przestraszyłaś.
-Rozmawiamy z ciocią o tym, że dostałyśmy piątki.
-Co..., A no tak.- Ale Oliwia w ogóle nie rozmawiała o piątkach z języka polskiego i wcale nic nie wskazywało na to żeby chciała o tym rozmawiać.
-Ciociu, możemy iść jutro z Marysią do kawiarni w parku, bo jesteśmy zaproszone przez kolegów?
-Oczywiście! Też pamiętam to pierwsze spotkanie z waszym wujkiem. Miałam wtedy na sobie ciemno fioletową sukienkę. Chyba nawet do teraz ją mam. -Powiedziała ciotka rozmarzonym głosem. W jednej chwili Marysia i Oliwia wyobraziły sobie ciotkę w fioletowej sukience, w brązowych rozpuszczonych włosach i wujka w garniturze idących za rękę ulicą. Ale po chwili wróciły do porządku i ciotka też wróciła do swego stanowczego głosu.
-Możecie iść, bo jutro jest sobota, ale najpierw odrobić lekcje.- Powiedziała ciotka. Dziewczynki automatycznie wsadziły talerze do zmywarki i uradowane poszły odrabiać lekcje. Gdy skończyły, poszły się bawić na dworze
-Kolacja!!- Krzyknęła ciotka z kuchni. Gdy zaczęła się kolacja, koś zadzwonił do drzwi.
-Otworzę, to pewnie wujek znowu zapomniał kluczy.-Powiedziała Marysia. Miała rację, to był wujek, który rano tak się spieszył do pracy, że zapomniał kluczy.
-Co tak ładnie pachnie?- Zapytał wuj, gdy wszedł na korytarz.
-Zapiekanka z serem, makaronem i szynką. Nowy przepis cioci.- Powiedziała Marysia, odprowadzając wuja na miejsce i podając mu zapiekankę.
-Tak naprawdę... To nie jest mój własny przepis. Wiecie, wasze mamy to wymyśliły.-Marysia i Oliwia zakrztusiły się zapiekanką. Od dziesięciu lat, przez które tu mieszkały, ciotka nigdy nie mówiła nic o swoich siostrach. Gdy dziewczynki były małe ciotka powiedziała im, że ich rodzice zmarli w katastrofie samolotu. Przed lotem dziewczynki zostały u ciotki i dzięki temu przeżyły. Więcej już nie chciała o nich ani słyszeć ani mówić. Najedzone dziewczynki poszły się myć i spać.
Następnego dnia rano dziewczynki zapytały się cioci
-Ciociu? Pamiętasz jak mówiłaś, że masz jeszcze tą sukienkę po twoim pierwszym spotkaniu z wujkiem?
-Pamiętam. A o co chodzi?
-Bo dzisiaj mamy iść z tymi kolegami i chciałybyśmy ją od ciebie pożyczyć i kupić jeszcze jedną taką samą.
-Oczywiście, że mogę wam pożyczyć, a to kupowanie nie będzie potrzebne
Bo wasze mamy też takie miały i mi je zostawiły, a moja raczej by z was zwisała.- Ciotka miała racę. One były szczupłe, a ciotka w dzieciństwie była ogromna. Nawet teraz, gdy stawała przy wujku Wiktorze była od niego o wiele większa w szerz i wzdłuż choć wujek był o cztery lata od niej starszy. Sukienki mam były idealne na zgrabne ciałka dziewczynek. Spięły włosy w koki i o 16.20 poszły na spotkanie z kolegami.
Rozdział3
Zdrada i Zemsta
Po tym spotkaniu wszystko było cudownie. Obydwie pary zakochały się w sobie bez pamięci. Chodzili na randki do parku, do kina, na lodowisko. Minęły im dwa miesiące, a później coś wyszło nie tak.
Był piątek, koniec lekcji, więc Marysia wracała jak zwykle pospiesznie do domu. Nagle na końcu korytarza zobaczyła Damiana, który gadał z kumplami pod klasą języka polskiego.
-Hej Damian. Spotkamy się jutro?
-Eee… Sory, ale nie mogę. Ciocia jedzie z wujkiem do Piły na cały dzień i ja musze pilnować małej Dorotki.
-Aha. Dobra. Cześć.- i nie czekając na odpowiedź bez słowa odeszła. Zobaczyła Oliwię, która stała przed drzwiami czekając na Mimi.
-Jestem już.
-Ooo… Hej. Wiesz, co mi powiedział Arek?- Mówiła Oli.
-Hm?
-Że jutro musi zmywać naczynia i sprzątać i zamieść ogród i że się jutro nie możemy spotkać. A u ciebie, co?
-U mnie? To samo, co u ciebie. Damian będzie musiał pilnować swojej kuzynki przez cały dzień.
-Masz pecha. Ale wiesz co. Na pewno jutro nie będziemy się nudzić.- I jak zwykle rozpoczęła się dyskusja co będą robić.
-Może pójdziemy do parku?
-Nie, jutro sobota będzie dużo dzieci.
-Wiem to może do kina? Leci Shrek.
-Przecież oglądałyśmy to ze sto razy jak nie więcej.
-No to nie wiem.
-Może na lodowisko? Tam zawsze się coś dzieje.
-OK.-Dzień minął jak zawsze. Gdy dziewczyny wróciły do domu pochwaliły się ocenami zjadły obiad, odrobiły lekcje, poszły na dwór, ciocia zawołała na kolację, przyszedł wuj, skończyli kolację, poszli się myć i spać. Następnego dnia, gdy się obudziły poszły do jadalni, zjadły płatki z mlekiem, umyły się, zdenerwowały do granic ich kuzyna Roberta i o 13.10 poszły na lodowisko. To co się tam stało aż je przeraziło ale zacznijmy od początku. Marysia siedziała w przebieralni z widokiem na zjazd z lodowiska. Ubrała łyżwy i zobaczyła Damiana, który schodził z dziewczyną za rękę z lodowiska. ,,To może być Dorota”- pomyślała, ale tak nie było, bo gdy Marysia wyszła oni akurat się pocałowali! Awantura jaką Mimi zrobiła Damianowi i jego dziewczynie była straszna. Marysia zaczęła się wydzierać na całe gardło, że jak on tak mógł skłamać, i zdradzać już od trzeciej randki. Wszyscy się na nią spojrzeli jak na wariatkę, ale jak już skończyła czyjaś drżąca ręka chwyciła ją za ramię i pociągnęła w stronę wyjścia. Mimi odwróciła się, oczywiście wiedziała, że to Oli ją ciągnie, ale dlaczego drży? Ale gdy się odwróciła okazało się, że Oliwia nie tylko drży, ale i płacze. Dlaczego? Gdy Marysia zapytała ją o to długo milczała jakby bała się tych słów wypowiedzieć, ale powiedziała:
-Arek ma inną dziewczynę.
-Jak… jak to?
-Całował się z nią w przebieralni.
-Przecież on cię kochał jak jakąś boginkę.
-Najwidoczniej nie. Ale ja nie jestem tak odważna jak ty żeby zrobić mu awanturę.
-Jesteś odważna i to nawet bardziej niż ja.
-Nie próbuj mnie pocieszać. Proszę.
-Ale tak jest. Choć coś wymyślimy.- I wyszły. Chciały zemsty. Chciały powiesić ich teraz na poręczy od schodów albo utopić, ale nie były tak szalone.
-Wiem!- Wykrzyknęła Oli, gdy wyszły z lodowiska i szły do domu.
-Co?
-Wiem, co zrobić.
-Co?
-Pamiętasz jak przeprowadzałyśmy ankietę na temat chłopaków, którzy się podobają dziewczyną?
-No. Pamiętam. 98% powiedziały że właśnie oni.
-A więc je od nich od ciągniemy.
-Powiemy im, co nam zrobili?
-Tak!- To był plan, który dużo wymagał, ale jakoś sobie poradziły. W końcu doszły do dziewczyn, z którymi chłopacy teraz chodzą. Znały je z widzenia i szybko je znalazły. Mimi zadzwoniła do drzwi. Z początku tamte dziewczyny nie chciały otworzyć, ale po namówieniu otworzyły.
-Eee… Cześć. My…, znaczy ja jestem Marysia Dalia a to moja siostra Oliwia. I my przyszłyśmy powiedzieć coś o naszych byłych chłopakach.
-Tak? A co macie do powiedzenia?
-To, że ja na waszym miejscu bym z nimi zerwała. Od kiedy oni z wami chodzą?
-Od trzech tygodni. A co?
-Z nami od siedmiu. To znaczy ze rzucą was za jakiś tydzień. Gdy tu szłyśmy rozmawiał z jakąś dziewczyną i chyba umawiali się. Tak sądzę- powiedziała Oliwia.
-Aha. Dzięki że nam powiedziałyście. A tak poza tym to ja jestem Agnieszka, a ta brunetka za moimi plecami to Gosia Danio. -Powiedziała blondynka, która stała w drzwiach.
-Może wejdziecie?
-Oczywiście. Dzięki.- I tak rozpoczęła się ich przyjaźń a chłopacy dostali za swoje.
Rozdział4
Listy
Następnego dnia wszyscy w szkole nie mogli znieść obecności Arka i Damiana. Nawet nauczyciele skusili się na różne uwagi na ich temat. Z pupilków całej szkoły stali się czarnymi owcami i mieli najgorsze oceny. Nie trudno się domyślić, kto za tym wszystkim stał i kto teraz był pupilkami i prymusami w szkole. Oczywiście Mimi i Oli a dzięki nim od razu Gosia i Agnieszka Danio. Ich najlepsze przyjaciółki.
Był upalny dzień wakacji, tak upalny, że ciotka Edalia nie puściła dziewczynek na dwór.
Marysia i Oliwia, siedziały na łóżku, i marząc o ciepłym deszczu. Nagle o dziwo przez otwarte okno wleciał smok, który rzucił dwie koperty, (jedną do Oliwii drugą do Marysi) pomachał im(tak im się zdawało) i odleciał. Przerażone i zdziwione dziewczynki patrzyły jeszcze jakiś czas na okno za smokiem, który już był daleko i widziały tylko czarną plamkę. Gdy i ona znikła przypomniały sobie o dwóch listach, które miały w ręku. Pobiegły szybko na dół do cioci krzycząc z podnieceniem jedna przez drugą.
-Ciociu, ciociu. Mamy listy!
-Dostałyśmy listy!
-Były smoki!
-Dały listy!
-Spokój!- Krzyknęła ciotka, która tych krzyków miała już dosyć.
-Marysia! O co wam do jasnej ciasnej chodzi?!
-No dobrze. Do było tak, że siedziałyśmy sobie na łóżku, patrzyłyśmy sobie przez okno i nagle przez okno wlatuje smok daje nam koperty i odlatuje.
-Że niby, co? Przecież to zwykłe bujdy.
-Ale to prawda! Najczystsza prawda!
-Tak?
-Tak. A skąd ciocia wie, że to bujdy?
-Po pierwsze smoki istnieją tylko na kartkach papieru w książkach w telewizji lub w wyobraźni. Teraz dajcie listy jeśli je macie i zawołajcie resztę rodziny na ,,Kanapę rozpraw”. -Oczywiście Mimi i Oli dały cioci koperty i oczywiście poszły po Roberta i wuja Wiktora. Gdy cała rodzina siedziała na ,,Kanapie rozpraw” czyli na wielkiej kanapie w salonie przed którą było niewielkie podium. Ciotka Edalia stanęła na podium i powiedziała swym martwym jakby niewyrażającym uczuć głosem powiedziała:
-Moi drodzy!. Zapewne znacie już wymyśloną historię naszych kochanych dziewczynek i zapewne już wiecie, że dostały one listy. Przeczytam list Marysi a Wiktor Oliwii.- Odchrząknęła krótko i zaczęła czytać. W tym liście który jest tu pokazany pominęłam różne uwagi ciotki w trakcie czytania.
Droga Pani Dalia!
Mamy zaszczyt poinformować panią
Iż była pani zapisana od urodzenia,
A teraz też i przyjęta
Do szkoły Magii i Czarów Wigama.
Informujemy też panią, że w środku
Znajduje się zegarek,, który widzieć może jedynie pani.
Proszę nacisnąć czerwony przycisk
Z wyrazami szacunku i pozdrowieniami
Dyrektor:
Adrian Dzwonkowski
Zastępca Dyrektora:
Hiacynta Ziołowa
Ciotka usiadła na kanapie. Wyglądała tak jakby miała zaraz zemdleć. Była biała jak ściana na korytarzu. Drugi list miał taką samą treść, choć był ona zaadresowany do Oliwii i zawierał to samo.
-Ciociu? Co tam się tak w tej szafie świeci?- Zapytała Oliwia. Gdy wuj Wiktor skończył czytać z szafy wyszedł snop światła. Szafa cała dygotała jakby miała się zaraz rozlecieć. Ciotka Chwiejnym krokiem podeszła do drzwi szały i ze strachem otworzyła je. Światło ją prawie oślepiło. Spodziewali się czegoś ogromnego, ale to były tylko dwa medaliony. Jeden z gwiazdą a drugi z księżycem Biły tak dużym światłem a były takie małe. Ciotka Podeszła z nimi do dziewczynek a gdy założyła im medaliony w miarę światło zaczęło gasnąć. Zacisnęły ręce na medalionie i światło zgasło całkowicie. Gdy zgasło w dziewczynki coś wpłynęło. Myślały ze zaraz ta siła je odrzuci w powietrze, ale tak się nie stało. Światło napełniło je jakimiś uczuciami jakby wspomnieniami, które powracają, ale nie pamięta się ich obrazy. Nie wiedziały, co to jest. Wydawało im się, że znają te medaliony. Że już je nie raz miały na sobie i wtedy gdy zamknęły oczy usłyszały głos kobiety nie widziały jej twarzy ale słowa były bardzo wyraźnie. ,,Idź przed siebie i nie zatrzymuj się, gdy strach będzie chciał cię powstrzymać”.
- Później wam powiem skąd te medaliony macie.- Powiedziała ciotka.
Rozdział 5
Podsłuchana rozmowa
Zbliżał się wieczór i dziewczynki poszły się myć. Wracając do pokoju przez przypadek usłyszały rozmowę wuja z ciotką:
-… No Wiktor- mówiła ciotka zdenerwowanym głosem.
...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]