[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1.Przeszłość
Siedząc przy kominku zastanawiałam się nad własnym losem i doszłam do wniosku, że życie bez niego jest jak bezchmurna, bezgwieździsta noc. Pochłonięta rozmyśleniami oglądałam nasze zdjęcia w albumie, który razem uzupełnialiśmy. W pewnym momencie natrafiłam na zdjęcie zrobione tuż przed jego wyjazdem.
Moje włosy upięte w warkocz, który sięgał mi do pasa, błyszczały się w słońcu padającym zza chmury, miały wtedy bursztynowy odcień. Byłam ubrana w letnią sukienkę w kolorowe wzory kwiatów. Moje oczy miały błękitny odcień, przypominały dwa diamenty, mój ukochany właśnie tak to ujął. Zawsze komentował mój wygląd w samych superlatywach chociaż ja sama nie byłam pewna, czy nie mówi mi tego tylko bym poczuła się lepiej.
On zaś był bardzo przystojny. Miał krótko obcięte, karmelowe włosy postawione na jeża. Jego oczy miały miodowy odcień lecz w słońcu wydawały się być jeszcze jaśniejsze. Był ubrany w cienką białą koszule i wytarte jeansy. Lubiłam wpatrywać się w jego piękną bladą twarz.
-Jak ty możesz tak się zadręczać?- Tymi słowami przywitała mnie moja przyjaciółka wchodząc do salonu. Dopiero teraz uzmysłowiłam sobie która jest godzina. Dochodziła już osiemnasta. Właśnie o tej porze regularnie odwiedzała mnie Patrycja.
Była przyszykowana do wyjścia na zakupy, bo dziś w szkole obiecałam jej wypad do miasta. Chyba czekała, aż coś powiem ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego odgłosu. Dopiero teraz zauważyłam, że płacze.
Podeszła do mnie i przytuliła mnie do siebie.
-Wszystko się jakoś się ułoży. Powiedział, że masz się o niego nie martwić, to się nie martw.- zawsze w ten sposób mnie pocieszała. Ale ja wiedziałam, że muszę się martwić. To było moje jedyne wsparcie.
W dalszym ciągu się nie odzywałam. Kiedy Sara usiadła na sofę, automatycznie na nią spojrzałam. Gdy mnie przytulała nie miałam jak spojrzeć jej w oczy. Gdy już to zrobiłam zobaczyłam w nich żal i zaniepokojenie. Tym razem to ja chciałam ją pocieszyć ale wciąż nie mogłam się odezwać.
Zastanawiałam się co czuje. Zazwyczaj gdy ją oto pytałam odpowiadała mi, że po prostu się o mnie martwi, lecz ja w to do końca nie wierzyła. Moim zdaniem miała mnie już dość, bo ileż to może trwać.
Od czasu wyjazdu Mateusza minęły już dwa miesiące. Obiecał mi, że wróci, ale z czasem straciłam nadzieję. W pewnej części mojego serca istnieje jeszcze nadzieja. Mówią ,że „czas leczy rany” ale w moim przypadku jest zupełnie na odwrót.
Co dzień wracałam wspomnieniami do naszego ostatniego spędzonego razem dnia.
Było to w czerwcu, słońce grzało moje policzki tylko raz na jakiś czas przysłaniały je puszyste chmurki. Byliśmy na plaży na popołudniowym spacerze, aż w pewnej chwili mój luby się zatrzymał. Ja szłam dalej ale gdy zauważyłam, że nie idzie za mną wróciłam się by do niego dołączyć.
Zaczął mówić szeptem, a potem jego głos się wyrównał.
-Przepraszam.- zaczął swoją wypowiedz- Przepraszam, że muszę wyjechać.- zszokowana zaczęłam krzyczeć.
-Co?!... Czemu?! - nie wiedziałam o czym mówi. Byłam do tego stopnia zdekoncentrowana, że plotłam to co mi ślina na język przyniosła.- Nie możesz, a co ze mną?! Nie zostawisz mnie!
-Musze wyjechać, moja mama powiedziała, że tata wpakował się w wielkie tarapaty i musimy mu pomóc.- wiedziałam jaka dokładnie jest jego matka: stanowcza, pewna siebie, żądna zapanowania nad wszelkiego rodzaju sytuacjami. Wiedziałam także, że jego ojciec mieszkał bardzo daleko stąd ponieważ jego rodzice rozwiedli się kiedy był małym chłopcem.
Wciąż nie rozumiałam co takiego mogło się wydarzyć, że jego matka się w to zaangażowała.
-Ale co się stało?!- zapytałam Mateusza po dokładnym zidentyfikowaniu sytuacji.
Stał teraz nieruchomo i wpatrywał się w niebo. Spojrzałam na niego ze smutkiem. Wciąż mi nie odpowiadał. Czekałam, aż wreszcie przemówił.
– -Nie... nie mogę... po prostu, nie mogę nic powiedzieć.- Powiedział zakłopotany. Nie mogłam uwierzyć, że mój chłopak nie może mi czegoś powiedzieć. Zawsze byliśmy szczerzy, nie mieliśmy przed sobą nawet najmniejszych tajemnic, aż tu nagle to.
– -Dlaczego?! Zawsze wszystko mi mówiłeś... ja zawsze ci wszystko mówiłam.- mówiąc to czułam, że po moim policzku spływa duża mokra łza, zatrzymała się na mojej brodzie, tuż za nią pociągnęły się następne strużki.
– -Ale ja nie mogę... muszę wyjechać już dziś...nie martw się o mnie...ale pamiętaj, że bardzo Cię kocham i wrócę.... obiecuję.- to powiedziawszy pocałował mnie tak jak nigdy jeszcze mnie nie całował, poczuła, że on także płacze.
– I od tamtej pory już się nie spotkaliśmy. Ciągle wracając do tych wspomnień pomagam sama sobie. Gdybym ich nie miała czas dłużyłby się i dłużył, a czas bez niego jest dla mnie stracony. W moich wspomnieniach odtwarzam to co działo się w „dobrych czasach”, teraz nastały te „złe”.
– Moim drugim wsparciem jest właśnie Patrycja. To ona ciągle powtarza mi słowa które wypowiedział żegnając się ze mną.
– Gdy wróciłam do współczesności siedziałam już w samochodzie z nieobecnym wzrokiem. Moja przyjaciółka znała to spojrzenie więc nie przywracała mnie do świata żywych.
– W radiu usłyszałam piosenkę przy której tańczyliśmy na balu szkolnym w zeszłym roku. Czym prędzej wzięłam głośniej. Zawsze chciałam mieć jakąkolwiek jego cząstkę przy sobie. Czasem wspomnienia nie wystarczały. Potrzebowałam czegoś więcej. Dlatego co wieczór oglądam nasze zdjęcia, wracając do przeszłości.
– -Już.- powiedziałam do Patrycji- już... już jest dobrze.
– -Wiem, zawsze tak mówisz. Cieszę się.- Posłała mi jeden z jej piękniejszych uśmiechów.
– Kiedy dojechałyśmy do centrum handlowego odwiedziłyśmy parę sklepów odzieżowych. Kupiłam jedynie buty ponieważ moje wcześniejsze pękły w podeszwie.
– Sara zaś wybrała dla siebie buty, dwie bluzki i spodnie. Ja od tych nieszczęsnych dwóch miesięcy przestałam się interesować modą. Teraz interesuję się nauką i domem.
Mieszkam z moim ojcem w Miami to miasto w Stanach Zjednoczonych. Mieszkamy sami ponieważ moja matka zginęła w wypadku lotniczym wiele lat temu. Mamy bardzo blisko na plaże po której przechadzałam się z Mateuszem. Robiliśmy to prawie co dzień, bardzo lubiłam te spacery, pozwalały mi dobrze się skoncentrować i skupić uwagę na moim ukochanym.
Tam właśnie się pierwszy raz spotkaliśmy pamiętam tą chwilę bardzo dokładnie.
Na błękitnym niebie świeciło rażące oczy słońce, przechadzałam się samotnie wzdłuż plaży. Miałam na sobie nowy strój kąpielowy. Pierwszy raz zobaczyłam go mokrego, ponieważ dopiero co wyszedł z oceanu. Krople wody połyskiwały na jego skórze jak kryształki, spojrzał na mnie i od razu zaparło mi dech w piersiach. Był najprzystojniejszym mężczyzną jakiego kiedykolwiek widziałam.
Podszedł do mnie i się przywitał.
-Cześć nazywam się Mateusz...a ty?- zapytał zakłopotany.
-Ja... Wiktoria, ale jeśli chcesz to możesz mi mówić Wiki- to powiedziawszy wykrzywiłam moje usta w pół księżyc.
-Bardzo ładne imię... Takie... idealne.-uśmiechnął się do mnie i wtedy mnie zamurowało.
Wpatrywałam się w niego tak aby zapamiętać, każdą rysę jego idealnej twarzy. Dopiero gdy spojrzał na mnie pytająco zorientowałam się, że mam otwarte usta. Pośpiesznie je zamknęłam. Poczułam, że krew dopływa mi do policzków, serce waliło mi jak młotem.
-Nic ci nie jest?- zapytał po minucie.
Nie wiedziałam co powiedzieć chciałam zaprzeczyć ale złapał mnie w talii i pociągną na koc rozłożony w pobliżu. Posadził mnie na nim i usiadł koło mnie wciąż nie wypuszczając mnie z uścisku.
-Nie, nic mi nie jest.- powiedziałam lekko zszokowana.
Siedzieliśmy tak jakiś czas, aż wreszcie przemówił.
-Może zechciałabyś się ze mną umówić?
Pokiwałam tylko twierdząco głową. Po pięciu minutach zaproponowałam abyśmy poszli popływać.
Wróciwszy na koc usłyszałam wołanie mojego ojca. Nie zdawałam sobie sprawy, że jest, aż taki późna pora. Słońce już zachodziło za horyzont. Czym prędzej poszłam do domu, ale zanim to zrobiłam umówiłam się na konkretną godzinę spotkania.
Mieliśmy się spotkać na plaży w miejscu gdzie leżał koc o godzinie 12 rano. Rozmyślałam także czy nie wymknąć się nocą z domu. Lecz doszłam do wniosku, że to byłaby już przesada.
Wróciwszy myślami do teraźniejszości siedziałam już na powrót w samochodzie Patrycji.
... [ Pobierz całość w formacie PDF ]