[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Patrick Carman
Dolina Szkieletów
Dziennik Ryana
Przełożyła Anna Studniarek
Poniedziałek, 13 września, 5.30
Był moment, że nie pomyślałem „No tak. Jestem martwy”.
Wspomnienie tamtej nocy ukrycie wraca, a ja nie przestaje się bać. Choć minęły dwa tygodnie, jestem przerażony jak nigdy dotąd.
A więc to się jeszcze nie skończyło.
I coś mi mówi, że nigdy naprawdę się nie skończy.
Wczoraj wieczorem po raz pierwszy od całego zdarzenia spałem we własnym łóżku.
Przyzwyczaiłem się już do przebudzeń przebudzeń szpitalu, szurania pantofli pielęgniarki, suchego, kredowego zapachu jej skóry i łagodnego dotyku na ramieniu.
- Doktor przyjdzie za chwilę. Nie śpij. Dasz radę usnąć? Zrób to dla mnie Ryan.
A dzisiaj nie było pielęgniarki, lekarza ani kredowego zapachu. O wpół do szóstej obudził mnie stukot porannego pociągu jadącego niespiesznie przez miasteczko. Ale ja miałem wrażenie, że to nie pociąg się zbliża, lecz coś groźniejszego. Próbowało się ukryć w pierwszych promieniach słońca, śledziło ślepe uliczki, węszyło w poszukiwaniu ofiary.
Tej myśli towarzyszył strach, ale i ulga, że wszystko wraca do normy- bo dla mojej pokręconej wyobraźni poczucie zagrożenia jest czymś najzupełniej zwyczajnym.
A więc znalazłem się znów w moim domu w Dolinie Szkieletów.
Zazwyczaj gdy budzi mnie poranny pociąg, wstaję i idę od razu do biurka, aby zacząć pisać, zanim reszta miasteczka się obudzi. Ale dzisiejszego ranka- kiedy już przezwyciężyłem uczucie, że coś mnie obserwuje- nagle nabrałem chęci, żeby wyskoczyć łóżka, wsiąść do pociągu i odjechać. Zdziwiłem się tym niespodziewanym pomysłem, no i nie było żadnych szans, żeby wprowadzić go w życie. Skąd w ogóle przyszedł mi do głowy?
Właśnie położyłem dziennik na podstawce pod telewizor, siedząc oparty o poduszki robię jedyną rzecz, jaką mogę robić, a która zawsze poprawia mi humor.
Piszę. Zaczynam relacjonować tamtą noc i wszystko, co nastąpiło później.
... [ Pobierz całość w formacie PDF ]