[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tomasz Kajetan Węgierski
„Organy. Poema heroi – komiczne w sześciu piesniach”
Przedmowa Teodora Weichardta do pierwszego wydania
Rękopis „Organy” znany osobom lubującym morał i piekne wiersze, był ukrywany kilka lat przed osobami przesądnymi. Teodor zastanawia się dlaczego Węgierski tak dowcipną, zabawną bajkę zrobioną dla morału zostawił i porzucił. Dzieło nie traci nic na tym, a nawet obiecuje przynieść więcej pożytku. Wiek XVIII pod panowaniem „Mądrego – króla” przynosi więcej czystości obyczajom, daje więcej możliwości naukom. To najwyższa pora by wprowadzić do literatury komedię, będzie ona niczym zwierciadło, w którym ludzie mogą się przeglądać. Dowcip, zabawa nie są tu najważniejsze, człowiek za pośrednictwem komediami wejść w siebie i poprawić w sobie to co uległo zepsuciu. Wtedy tak naprawdę docenimy to dzieło. A przyniesie ono skutek, taki jak kazanie jeśli nie większy. Apostrofa do świata – by pomógł we wzroście popularności tego dzieła, aby wsie i miasteczka nie były zacofane w stosunku do stolicy. Dopisek: W Sawińcach na Podolu. Dnia 15 sierpnia r.1784.
Weichardt wydał „Organy” własnym staraniem a i chyba nakładem. Zaznaczył on dwie informacje, że „Organy” nie były tak długo wydane drukiem z powodu zdania ludzi przesądnych oraz, że światli, postępowi czytelnicy widzieli w tym poemacie nie tyle utwór żartobliwy, ile satyryczny.
Do Jaśnie Oświeconego Księcia Biskupa Warmińskiego
Autor zwraca się w liście do Ignacego Krasickiego. Zaznacza, że nie dedykuje tego dzieła kawalerowi orderów, nie posiadaczowi biskupstwa, nie przyjacielowi dwóch królów, ale wielkiemu autorowi „Myszeidos”, ale dowcipnemu krytykowi trybunałów i sejmików w „Doświadczyńskim”, ale jednemu z najpierwszych na Parnasie naszym poecie. Węgierski zaznacza, że gdyby Krasicki w swoim kościele heilsberskim (biskupstwo Krasickiego) nie miał organów, to on sam by postawił tam swoje i zostałby organistą. Węgierski sądzi, że więcej by zyskał na składaniu godzinek (nabożeństwo ) niż na swoich wierszach najdowcipniejszych. Powód jest taki, że więcej jest nabożnych niż uczonych. Węgierski ma nadzieję, że nie zanudzi Krasickiego i że ostatnie pieśni zabawią go tyle co pierwsze. Dzieło jest wtedy najlepsze gdy nie nudzi. Węgierski zaznacza, że teraz wszyscy piszą wiersze, nawet na sejmach mówią wierszem, obawia się, że proza będzie wyparta nawet ze zwykłej rozmowy. Autor przytacza sytuację, gdy pewien człowiek przyniósł mu swój utwór, Węgierski nie widział w nim za grosz poezji, jakiegokolwiek porządku. Zaniósł owe dzieło do swojego przyjaciela, znawcy w tych sprawach. Oboje uznali te wypociny za nudne, bez krzty poetyckości. Węgierski na końcu listu podpisał się: Autor, list został napisany 22 stycznia 1777 r. w Warszawie.
Do czytelnika
Autor pisze, że pewnie jego dzieła damy nie będą czytały, gdyż nie ma tu nic o miłości, lekkości; a na to wszystko jeszcze utwór jest pisany po polsku, a ten język nie ma u nich łaski. Poeta zaznacza, że wzorował się na: „Le Lutrin” de Boileau, ale musiał jednak często modyfikować pierwowzór. Każda pieśń zaczyna się od krytycznej moralizacji i niektóre wzięte są ze zmianą z dzieła „La Pucelle d’Orleans”. Poeta pisze, że pod każdą pieśnią czytelnik zastanie notę z informacją o tym skąd była czerpana.
PIEŚŃ PIERWSZA
Opisany został konflikt plebana z organistą. Autor zwraca się do muzy, zastosował tutaj apostrofę („Muzo!”). Węgierski nawiązuje do Tassa, pozytywnie ocenia „Godfreda…”. Przytacza wątki z tego poematu, jak to Godfred zdobył Jerozolimę, poskromił pychę sułtanów. Prosi Muzę, by tak jak Tassowi i jemu przyniosła natchnienie. Zaznacza, że konflikt dwóch bohaterów wywołała „Nienawiść” (niezgoda). Zamieniła ona przyjaźń w ścieżkę wojenną. Muza już natchnęła poetę i prosi on by krytycy byli łaskawi dla jego utworu i czy dla zabawy czy dla pożytku niech posłuchają do końca.
Wraz z nastaniem dnia organista jest budzony do swoich obowiązków. Każe on uderzy ć w dzwony, gdyż wieczorem zmarła jedna z parafianek (kobieta od klepania miechów). Księdzu za świadczone „usługi”, łaski zapisała w testamencie krowę i pół faski masła (to dopiero spadek :D). pomimo, że dzwony biły, pleban spał dalej, zmęczony po wieczornym nabożeństwie. Ksiądz śnił, że jechał na koniu po śliskiej ścieżce do sąsiedniej wioski, do chorego. Nagle pleban budzi się i do sypialni wchodzi „Matyjasz zakrystyjan” (to chyba kościelny). Został on zakrystyjanem nie ze wzg na jakieś znajomości czy za pośrednictwem intrygi. Otrzymał to stanowisko za nieprzerwane zasługi, za służbę do mszy i gaszenie świec. Matyjasz zwraca się do plebana, że ma nie spać, gdyż w kościele rządzi się ktoś inny. Organista korzystając z okazji i ospalstwa księdza panoszy się. Na miejsce zmarłej kobiety do deptania miechów u organ (nie wiem co to znaczy, ale ma to związek z graniem na organach) obrał swoja protegowaną bez konsultacji tego z kimkolwiek. Kandydatów było wielu, nawet sam organista był zainteresowany ta posada, ale organista wybrał „swojego koczkodana”. Pleban nie wykazał większego zainteresowania ową sytuacją. Zmieniło się to, gdy Matyjasz zasugerował, że organista odbierze księdzu dziesięcinę i mszowe, to zrobiło swoje. Ksiądz rozjuszony niczym byk wydarł głos na wszystkie strony i zapalił się do zemsty. Pleban nawet czyniąc znak krzyża rozmyślał nad tym jakby zniszczyć przeciwnika. Ksiądz ubiera się i biegnie do kościoła, po drodze spotyka kucharkę i tym samym zostaje na obiedzie. Kucharka w trosce o zagniewanego księdza biegnie do „komentarza i altarzysty” (są to duchowni z innych parafii), ci co prawda przychodzą, ale bardziej z troski o własne żołądki niżeli o księdza. Na stole zostaje postawiona szynka i dzban miodu, miód został wypity do samego dna. Pleban specjalnie lekko podchmielił swoich gości, sądząc że w takim stanie łatwiej zmiękczy ich serca żałosnymi słowami. Ksiądz pyta gości czy to zbrodnia wchodzić w cudze i odbierać władzę komuś. Opowiada o organiście i prosi duchownych o pomoc w tej sytuacji. Maja oni dać do zrozumienia organiście, że bez ich wiedz i pozwolenia żadne zmiany nie mogą nastąpić. Oczywiście księża chętnie na to przystają.
PIEŚŃ DRUGA
Wstęp poświęcony jest ludzkiej ciekawości. Sekret może istnieć tylko pomiędzy dwiema osobami, pomiędzy trzema nic się nie zachowa już w tajemnicy. Ciekawość ma lepszy słuch niż dzikie zwierzęta i wzrok równie dobry, boją się jej nawet królowie, kobiety; wszędzie jej pełno, a stolicę ma w Warszawie. W stolicy to nic się nie ukryje, o najmniejszej zabawie wszyscy wiedzą, wiadomo kto z kim żyje w przyjaźni, kto komu źle rzeczy, kto chory a kto zdrowy.
Do organisty doszły słuchy iż jest przeciwko niemu spisek zawiązany. Nie wie on teraz co ma począć, nie może liczyć na niczyja pomoc, zdecydował się na pokorę – tylko to mu pozostało. Jego skołatane myśli „przykrył” sen i organista uciął sobie drzemkę. Gdy w tem Niezgoda nadlatuje, chciwa niepokoju, rozterek i kłótni. Klasztory to jej „kochane dzieci” (klasztory to miejsca niezgody i kłótni między mnichami). Nadlatuje po to by pobudzić organistę. Kościelny grajek obrał sobie za oblubienicę czarownicę (?), która jak łatwo można się domyślić nie żyła w zgodzie z księdzem. I to jej postac przyjęła Niezgoda, wchodząc do łóżka organiście i tak mu szepce do ucha: „Z odważnych zrodzony Rodziców i do wielkich dzieł, mężu, stworzony!...”, namawia go by nie dał wodzić się za nos plebanowi, aby na jego organy rozciągał sobie władzę i by naśmiewał się z jego słabości. Niezgoda mówi, że wolałaby umrzeć niż dać się tak traktować księdzu. Ten pewnie już papla pacierz, bije się w piersi i ostrzy noże na organistę. Po tej mowie organista obudził się jak porażony prądem i rusza na spotkanie z plebanem, łyknąwszy wcześniej przepalanki na odwagę (swój człowiek J). Organista ugadał się z Bartkiem (stolarzem) i Janem (ślusarzem). Obaj mieli oni żal do księdza, że im zabronił pracy w niedzielę. Planuja oni nocą zburzyć organy, Jan weźmie młot, a Bartek siekierę.
PIEŚŃ TRZECIA
Węgierski tę pieśń rozpoczyna moralizacją. Zawarł w niej żartobliwą charakterystykę swoich skłonności satyrycznych. Pisarz nie widzi powodu, by zmieniać ludzi zepsutych, co to on bocian jest, żeby świat czyścić i krzykliwe z niego zabierać żaby (nie wiem co to miało znaczyć, ale piękne porównanie :P). Ale coś go ciągnie ku temu, by wykrzyczeć z ambony do ludzi: ”Zaniechajcie niezgody szalonej!”. Autor zauważa, że w Polsce bezsilny rząd powiększa jeszcze niezgodę, przytacza przykłady wielkich narodów, które upadły przez zawiść i niezgodę. A Polaków najczęściej gubi Namiętność – najbardziej przez nich ulubiona.
Gdy tylko zapadła noc spotkali się „trzej rycerze” i ruszyli w stronę kościoła. Jan rozłupał zamek u drzwi kościelnych, mężczyźni weszli do środka . Cała trójka uklękła przed ołtarzem i zaczęła się modlić o pomoc do Boga. Pierwszy do zbrodniczego czynu podniósł się organista, wlewając ducha odwagi w przyjaciół. Gdy już organista był prawie na samej górze nagle…sumienie go ruszyło i poczuł trwogę i cofnął się. Porównanie do cezara, który musiał przeprawić się przez rzekę Rubikon. Jednak organista zbiera się w sobie i wymierza cios w środek organ. Lecz popędliwość sprawiła, że nie trafił, a tylko miechy pękły. Uciekające z dziur myszy, które przestraszyły się hałasu, Jan i Bartek wzięli za złe wróżby. A Grzegorz (organista – dopiero teraz użyto jego imienia) z największą mocą uderzył w organy, dołączają się Jan i Bartek. Obraz niszczenia instrumentu stylizowany jest na bitwę („same mordy, zabójstwo, istny obraz piekła, tu ranni, na pół żywi, leżą między trupy”). Mężczyźni po zniszczeniu organ udają się do swoich domów i niespokojni czekają jutra.
PIEŚŃ CZWARTA
Autor zauważa, że gdyby był królem byłby sprawiedliwy (pomysł tej moralizacji zaczerpnięty jest z „La Pucelle d’Orleans”), więcej szczęścia życzyłby ojczyźnie niźli sobie. Gdyby był biskupem lub oficyjałem dawałby przykład swoja osoba, nastałaby wolność pisarska, pomagałby ubogim i byłby wierny królowi. Gdyby zaś był ministrem pokoju lub wojny, w bitwie byłby rycerzem, a w Izbie spokojny. Gdyby był uczonym pisałby i dowiódł, że są w prawie, w rymach i w dziejach wyszkolony. Gdyby był małżonkiem nie byłby zazdrosny.
Ksiądz zwołuje naradę. Pojawiają się: komentarz, ksiądz wikary, podproboszczy (duchowny zajmujący się sprawami probostwa w czasie nieobecności proboszcza albo przy nim pod jego kierownictwem), altarzysta, ksiądz kapelan bernardyn. Tłusty pleban opisuje zachowanie organisty i usprawiedliwia zwołanie owej narady. Pleban zdecydował, że wybrana przez Grzegorza baba do deptania miechów będzie zmieniona na inną. Wybór padł na Agnieszkę, która z tego faktu była wniebowzięta. Prałat chciał ja jak najszybciej wdrążyć w nowe obowiązki, ale bojąc się oporu organisty, wziął ze sobą chłopów uzbrojonych w drągi, kosy, siekiery. Zobaczywszy zniszczenia, księża dedukują, że to jakieś cuda, że to Boska ręka na nich się mści; albo piorun. Ale pozostawione ślady wskazały same sprawcę tych czynów.
PIEŚŃ PIĄTA
Jak przed każdą pieśnią i tu jest wstęp moralizatorski. Opisany został świat i jego niesprawiedliwość. Bogaty znęca się nad biednym, cnota nie ma nagrody, a kara występku. Poczciwość się nie opłaca, lepszy jest ten kto sprawniejszy. Talentem człowiek się nie wesprze ani nie wzbogaci. Paradoksalnie ten jest szczęśliwy kto okrada i zdradza ojczyznę, a robią to ze względu na interesy. Autor zwraca się do polityków, że więcej maja rozumu we fryzurze niż w głowie. Poeta wskazuje także na dolę pisarzy, którzy nie otrzymują zapłaty za swoja pracę, ciągle prosi się ich o cierpliwość, a oni ja powoli tracą.
Panuje noc, wszyscy śpią oprócz organisty, on jeden jest niespokojny, obawia się kary za swoja zbrodnię. Nazajutrz jest Jubileusz (odpust zupełny czy coś takiego), w tym dniu każdy jest wolny od winy i kary, byleby księdzu powiedział swoje grzechy, obszedł parę kościołów i dawał jałmużny. Na odpust zjechało się mnóstwo gości: podstoli, skarbnik, podkomorzy oraz ziemianie. Nagle organistę dostrzega pleban i atakuje go. Grzegorz umykając trafia na księgarza Jana, tu dopada go ksiądz i uderza brewiarzem (WOW!). organista w odwecie bije księdza książką („Ateny”), ksiądz pada jak długi. Zrobiły się dwa obozy: Grzegorz jego ekipa oraz pleban i jego świta. Wszyscy biją się książkami księgarza Jana, następuje jedna wielka szamotanina.
PIEŚŃ SZÓSTA
Autor zawarł tu apostrofę do wojny (siostry śmierci). Węgierski ubolewa nad tym co się dzieje, wojna to prawo zabójców. Przywołał on także wojnę narodowo – wyzwoleńczą Stanów amerykańskich przeciwko Anglii (1775), był zwolennikiem Amerykanów. Od wojny nikt nie jest bezpieczny, nawet i sam pleban.
Całą sytuację ratuje podstoli. Zwraca się do pokłóconych z pytaniem, co się stało, dlaczego się tak zachowują. Piętnuje ich zażartą upartość, prosi o spokój, domaga się od nich rozsądku. Zaprasza ich na obiad do siebie, liczy na to, że po posiłku i dobrym winie ich zapalczywość trochę opadnie. Gdy tylko dojechali na miejsce polała się cukrowa wódeczka, podjedli sobie toruńskiego piernika, potem likier pestkowy i tak zaczęli polityczne rozmowy. Wymieniali się nowinkami ze stolicy, że w końcu nadchodzą dobre czasy do Warszawy, bo chłopca co bił Żydów pobito rózgami. Podstoli opowiada o tym co przeczytał w gazetach. Na feście w Piotrkowie bito z armat, było jedzenie i bal. Po obiedzie powtórzono znowu kolejki wódki, alkohol przegonił z dusz wszelki smutek i żeby nie zakłócić radości zgodę organisty i plebana odłożono na wieczór.
„Koniec pieśni szóstej i ostatniej”
OPRACOWANIE
Węgierscy to stara rodzina szlachecka. Tomasz Węgierski był żonaty z Anielą Paprocką, w r. 1756 na świat przyszedł ich jedyny syn Tomasz Kajetan Węgierski., przyszły autor „Organów”. Zdolnościami poetyckimi Tomasza Kajetana (T.K.) zainteresował się Adam Naruszewicz. T.K. był zwolennikiem racjonalizmu, który kierował go w stronę laickiej i „libertyńskiej” literatury francuskiej. Swoje dwa pierwsze utwory opublikował na łamach Naruszewiczowskich „Zabaw Przyjemnych i Pożytecznych”: prozaiczne Porównanie Karola V, cesarza, z Franciszkiem I, królem francuskim (1771) oraz retoryczna oda „Do Imci Księdza Adama Naruszewicza”: O małym ludzi uczonych poważaniu (1772).
Ojciec chciał T.K. widzieć prawnikiem. Młodość poety zbiega się z I rozbiorem Polski. Wyższa elita doprowadziła do rozkładu państwa, szczególnie dwaj magnaci przyczynili się do klęski kraju: Adam Poniński i Andrzej Młodziejowski. Te czasy dla T.K stały się szkoła patriotyzmu i szkoła znajomości życia, a także- szkoła poezji. Na początku 1774r. powstał jego pierwszy znany wiersz polityczny Obywatel prawy był on natchniony niekłamaną miłością do ojczyzny i przesiąknięty prawdziwym duchem obywatelskim. Od tego utworu zaczyna się kariera Węgierskiego – krytyka i Węgierskiego – poety politycznego, walczącego w swoich wierszach przeciwko ich głównym reprezentantom i zajmującym najpierwsze miejsce w ówczesnym rządzie Rzeczypospolitej. Poeta zdecydował się na napisanie najbardziej obszerniejszego i ambitniejszego poematu, np. poematu heroikomicznego.
Poemat heroikomiczny to żartobliwa lub satyryczna karykatura eposu bohaterskiego, która podważała uświęcone dogmaty społeczne, rozluźniała ciasne kanony poetyckie i prawie od niechcenia uczyła bystrzejszych czytelników krytycznego spoglądania na rzeczywistość; poemat heroikomiczny posiadał w Polsce starą tradycję sięgającą jeszcze XVI stulecia. Pierwszym jego reprezentantem był u nas Jan Kochanowski, autor wdzięcznej humoreski epickiej Szachy. Wykorzystując fabułę poematu Boileau Pulpit Węgierski nie chciał jednak powtórzyć jej w sposób niewolniczy, zdawał sobie sprawę, że jego poemat uzyska uznanie tylko wtedy, gdy będzie obrazem życia polskiego kleru.
Węgierski akcje swego poematu umiejscowił na prowincji, w jednej z tych miejscowości, które przestały już być wsią, a nie nabrały jeszcze zdecydowanych rysów miasta. Ową prowincję narzucono na tło skromnego kościoła parafialnego, obsługiwanego przez paru kapłanów i paru kościelnych. Węgierski uczynił bohaterami sporu plebana oraz zwykłego organistę.
Organy powstały w dwóch odrębnych fazach , oddzielonych od siebie przeciągiem całego roku. Samodzielnym układem autora polskiego jest także świadome wprowadzenie do utworu aktualnych aluzji personalnych o charakterze satyry polityczno – obyczajowej. W Organach ujawnia się karykaturalny wizerunek plebana, pokazywanego albo wtedy gdy chrapie, albo gdy ziewa. Ton jest specjalnie obniżony, np. o modlitwie mówi się, że ja „klekce” lub „paple”. Autor odłożył swój rękopis na rok. Ponowna pracę nad dziełem rozpoczął w końcu listopada lub w drugiej połowie stycznia 1777r. W drugiej części poeta ograniczył się do złośliwej karykatury psychologicznej, świadoma rezygnacja z uprzedniej dosadności językowej, a także konsekwentnie przeprowadzone upolitycznienie i aukatualnienie wstępnych moralizacji satyrycznych. Autor wprowadził jako pierwszy w literaturze polskiej wyraźny moment osobisty, co było charakterystyczne dla jego całej twórczości poetyckiej i co w niedalekiej przyszłości miało się stać jedną z najistotniejszych cech wielu poematów romantycznych.
Dedykacja dla Krasickiego miała zjednać jego życzliwość dla autora Organów a równocześnie zasłonić ów poemat przed zbyt złośliwa krytyką. Druga część dzieła (od 3 do 6 pieśni) Węgierski zaczął dosłownie natychmiast od złośliwego przytyku do ogólnie znanych wad Stanisława Augusta oraz od satyrycznej charakterystyki dwóch ówczesnych ministrów: zdradzieckiego i rozpustnego biskupa Młodziejowskiego, zwanego „polskim Machiawelem” oraz warchoła i pyszałka Seweryna Rzewuskiego, przyszłego targowiczanina, piastującego wtedy godność hetmana polnego koronnego. Ostrze krytyki ugodziło także księdza Aleksandrowicza, sprzedajnego sędziego warszawskich sądów konsystorskich, a także boleśnie zawadziło w „czwartkowych” protegowanych królewskich, pośród których, obok wielu rzeczywiście zasłużonych pisarzy i uczonych, znaleźli się tacy, którzy zawdzięczali sobie miejsce w tym gronie, dzięki fałszywym pozorom i grubemu pochlebstwu. Organy były przeznaczone do druku, Węgierski nie mógł wiec ani jednej z zaczerpniętych tam osobistości wymienić z nazwiska ani tez z jej dokładnie sprecyzowanej godności urzędowej. Dlatego to użył w swoich wypowiedziach dowcipnie zastosowanego trybu warunkowego i tylko niewinnie zwierzał się czytelnikom, co to on by zrobił albo czego by właśnie nie zrobił, gdyby był przypadkowo królem (czytaj: polskim), biskupem (czytaj: poznańsko- warszawskim), oficjałem (czytaj: warszawskich sądów konsystorskich), ministrem (hetmanem polnym koronnym) albo też uczonym (z obiadów czwartkowych). Oprócz ataków na wielkich feudałów Organy były jeszcze ostrym atakiem na kler świecki oraz na zakonników. Tym zjadliwszym, że utrzymanym w tonie niefrasobliwego żartu, tym bardziej gorszącym prawowiernych, że przypadłym na okres podobnych antyklerykalnych wycieczek publicystyki ówczesnej.
Głównym bohaterem utworu jest tłusty i ospały pleban – sybaryta, z musu tylko „klektający” modlitwy, ale za to z cała ochotą zabierający się do kielicha albo do talerza – nie może być z żadnym przypadku utożsamiany z jakimś skromnym wiejskim księżyną, co to osobiście musiał się zajmować powierzonymi mu obowiązkami duszpasterskimi. Czytając dowiadujemy się, że to zamożny prałat, któremu udało się złapać tłuste probostwo, ale który nie ma związku z tym żadnych poważniejszych kłopotów, ponieważ umiejętnie przerzucił wszelkie swoje obowiązki na kilku płatnych przez siebie „duchownych parobków”: księdza wikarego, księdza komentarza, księdza altarzystę, oraz ojca Bonifacego, tęgiego bernardyna, pełniącego najprawdopodobniej na jego probostwie funkcję miejscowego kaznodziei.
22 stycznie 1777r. Węgierski podpisał dedykacyjny do Organów, od tej daty należy obliczać życie publiczne tego interesującego dzieła literackiego. Prawdopodobnie już parę dni później czystopis poematu powędrował do pracowni zawodowego warszawskiego kopisty, który dokonał na jego podstawie pierwszych wierzytelnych odpisów. Odpisy z pierwszej ręki stały się bardzo szybko podstawą dla odpisów dalszych, te z kolei dla jeszcze dalszych, coraz więcej oczywiście upstrzonych błędami, wynikającymi z powodu złej czytelności danego tekstu, gapiostwa kopisty, a może nawet widzimisię któregoś z przygodnych poprawiczów. Kolportowano po stolicy kilka innych satyrycznych utworów Węgierskiego, największy rozgłos zyskał list poetycki Do Bielińskiego: Myśl moja – materialistyczne wyznanie wiary młodego poety. Połączone z pochwała Russa i Woltera, z pesymistycznym westchnieniem nad barbarzyńskimi stosunkami panującymi w państwie oraz z aluzyjną krytyką kilku ministrów (m.in. Ponińskiego i Młodziejowskiego). Rozkolportowanie po Warszawie tych utworów wywołało mniej więcej taka samą reakcję, jaką wywołuje wsadzenie kija w mrowisko. Wierszopisowi wysługujący się obrażonym magnatom sprzymierzyli się zaraz z wierszopisami broniącymi niedawno honoru pięciu Elżbiet ( Węgierskie w satyryczny sposób przedstawił postać pięciu Elżbiet z magnackich domów)a obu tym partiom przyszła jeszcze w sukurs trzecia, być może najbardziej wpływowa, a mianowicie duchowieństwo, starające się zagłuszyć niesfornego młodzika, którego wiersze i poematy antyklerykalne były podwójnie niebezpieczne. Wynikiem tego trójprzymierza był niezwykle ostry atak na prawdomównego starościca, przeprowadzony prawie równocześnie przez kilki wierszopisów. Jednym z najpoważniejszych napastników był ksiądz Gracjan Piotrowski. W obronie Węgierskiego wystąpiło co prawda kilku bardziej oświeconych poetów (prawie zawsze jednak anonimowo L), bronił się on sam zresztą zawzięcie. Sytuacja pogorszyła się w październiku 1777r. kiedy poeta opublikował- występując w obronie rodziców przed bezprawiem możnych warchołów – słynny memoriał przeciwko kasztelanowi Wilczewskiemu. Obywatelskie oburzenie Węgierskiego zostało pokwitowane teraz grzywną i siedmioma dniami aresztu, a jego próby poetyckiej zemsty (Lasek) – nowymi atakami poetów króla i magnaterii. Cała ta sytuacja zakończyła się na pozór porażką młodego libertyna: Organy nie ukazały się w druku. W Monachomachii Krasickiego z łatwością odnajdziemy wspomniane tutaj motywy i pomysły, przebrane oczywiście w stokroć piękniejszą szatę artystyczną, a przy tym odmienione i przestawione. Np. „śmiały” ojciec Bonifacy przekształcił się w Monachomachii w „niezlęknionego” ojca Gaudentego. Także porażka Węgierskiego była pozorna. Bo i cóż z tego, że nie udało mu się wydać Organów drukiem, skoro zapłodnił ich pomysłem wyobraźnię największego ówczesnego poety i przyczynił się w dużej mierze do napisania przezeń arcydzielnej Monachomachii.
Minęło kilka lat, Węgierski ogłosił jeszcze kilka znakomitych wierszy satyrycznych, odzyskał, a później ponownie utracił łaski Stanisława Augusta, a wreszcie opuścił na zawsze ojczyznę. W Londynie doszła go wieść, że w Polsce ogłoszono drukiem jego młodzieńczy poemat heroikomiczny. Poemat ukazał się w 1784r,, ale bez wymienienia nazwiska, wydawca był Teodor Weichardt, nadworny lekarz starosty olsztyńskiego Potockiego, a zarazem postępowy publicysta, zapalony wolterianin. Książeczka musiała być bardzo szybko rozprzedana, ponieważ już w 4 lata później wydano ja ponownie.
Ślady Organów znajdziemy m.in. w poematach J. Jasińskiego (Sprzeczki), Hieronima Juszyńskiego (Żydoswaros, Aksetomoria) i Rajmunda Korsaka (Bibejda). Satyra personalna Węgierskiego była ostra i namiętna, ale sprawiedliwa i ożywiona obywatelskim duchem. I takie cechy towarzyszyły wszystkim utworom Węgierskiego.
... [ Pobierz całość w formacie PDF ]