[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Piano Ellen
Kusząca propozycja
1
Uroczysta muzyka organowa napełniła kościół. Ojciec ujął Dinah pod rękę i poprowadził w kierunku
ołtarza. Kroczyli powoli, odprowadzani zadowolonymi uśmiechami przyjaciół i krewnych.
Naraz owładnęło nią niejasne uczucie, że coś się nie zgadza. Kip stał już ze świadkami przy ołtarzu,
ale jego zachowanie wydało jej się dziwne, nie pasujące do świątecznej atmosfery panującej w
kościele. Spuścił głowę, zgarbił się, a jego wzrok był jakby nieobecny.
Organy rozbrzmiały głośniej, gdy stanęli przed ołtarzem. Dinah odwróciła głowę i uśmiechnęła się do
niego, lecz uśmiech zgasł jej na wargach, gdy dojrzała wyraz jego twarzy. Kip wyraźnie unikał jej
spojrzenia.
— Drogi panie młody, droga panno młoda — rozpoczął ceremonię ksiądz..
Dinah próbowała ująć rękę Kipa. Trzeba mu dodać odwagi, przemknęło jej przez głowę. Serce
skoczyło jej do gardła, gdy dotknąwszy palcami jego dłoni uczuła, że jego ręka gwałtownie się
cofnęła.
— Zebraliśmy się tu dzisiaj... — Ksiądz tak był zajęty tym, co ma powiedzieć, że nie zauważył, iż Kip
cofnął się o krok, a na jego czole perlą się krople potu.
— Kip? — Dinah wpatrywała się przerażona w narzeczonego. Na miłość boską, co się z nim dzieje?!
Może to nerwy? Przecież zna doskonale ceremonię ślubną, przećwiczyli ją co najmniej dziesięć razy.
Potem nawet stroił
2
Ellen Piano
sobie z niej żarty i zdawał się być w doskonałym humorze. Przyjaciele im gratulowali jako przyszłej
parze...
— Dinah, nie mogę! — wyrzucił nagle z siebie Kip, po czym odrócił się i zbiegł ze schodów. Poły
smokingu rozwiewały się za nim, gdy pędził między ławkami w kierunku majestatycznego, ciężkiego
portalu.
W kościele na kilka sekund zaległa cisza, a potem tu i tam rozległy się przerażone szepty zdumionych
gości i stopniowo zaczęły narastać, aż w końcu zapanował powszechny gwar.
— Porozmawiam sobie z nim! — rzucił gniewnie jeden ze świadków i pobiegł za uciekającym
narzeczonym.
Dinah zamieniła się w przysłowiowy słup soli. Oszołomiona uczuła, że ojciec otoczył ją ramieniem.
Bezwolna, z oczami przysłoniętymi mgłą łez, pozwoliła się wyprowadzić. Później przypomniała
sobie, że siedziała w zakrystii i że drewniane krzesło, na którym posadził ją ojciec, było bardzo
niewygodne. Nie mogła nawet porządnie się wypłakać — szok był zbyt wielki...
Z poobiedniej drzemki wyrwał Dinah przenikliwy dźwięk telefonu. Zaspana rozejrzała się po
motelowym pokoju i sięgnęła po słuchawkę.
— Halo, ty śpiochu! — usłyszała wesoły głos Katie. — Najwyższy czas, abyś wstała. Nie zapomniałaś
chyba przecież, że dzisiejszego wieczoru wybieramy się na uroczyste spotkanie wszystkich
uczestników zjazdu i z pewnością nadarzy się okazja do poderwania jakichś facetów.
— Poderwania? — uśmiechnęła się słabo Dinah. Zmęczenie ciągle jeszcze dawało znać o sobie.
— Tak, właśnie tak. Zrób się na bóstwo i włóż coś szałowego. Doświadczenie uczy, że na takich
imprezach nigdy nie brakuje atrakcyjnych mężczyzn.
Dinah przetarła oczy.
3
Kusząca propozycja
— Ach Katie, przecież wiesz, że w tej chwili nie jestem usposobiona do takich eskapad.
— Przestań opowiadać takie rzeczy! Chyba nie masz zamiaru spędzić reszty życia na opłakiwaniu
tego bęcwała Kipa? Co się stało, to 'się nie odstanie. Ubieraj się szybko.
— Masz rację, Katie. Gdzie się spotkalny?
— W hotelu „Disneyland", na siódmym piętrze. Kierownictwo zjazdu specjalnie w tym celu wynajęło
kilka pomieszczeń.
— Pośpieszę się, przyrzekam. Do zobaczenia. — Dinah odłożyła słuchawkę i rozbawiona
uśmiechnęła się sama do siebie. Katie, taka poważna i obowiązkowa w pracy, miała się przeobrazić w
wampa, któremu nie umie się oprzeć żadne stworzenie rodzaju męskiego. Wystarczyło, że znalazła się
pięćdziesiąt kilometrów od miejsca pracy, szkoły leżącej w jednej ze wschodnich dzielnic Los
Angeles.
Uśmiech wszakże znikł z jej twarzy, gdy pomyślała o projekcie przyjaciółki, która koniecznie chciała
znaleźć dla niej jakiegoś mężczyznę. Minęło sześć miesięcy od momentu, gdy Kip ją tak haniebnie
porzucił, i to w dodatku przed samym ołtarzem, na oczach zgromadzonych gości weselnych.
Przypomniała sobie, że świadek, który udał się wtedy w pogoń za nim, wrócił nic nie wskórawszy. Nie
udało mu się dopędzić zbiegłego sprzed ołtarza pana młodego, który w pośpiechu wsiadł do swego
czewonego jaguara i odjechał sprzed kościoła. Zrozpaczona zdejmowała właśnie ślubny welon, gdy
dobiegł ją warkot silnika i przenikliwy pisk opon.
Dinah była nauczycielką, a więc osobą przyzwyczajoną do racjonalnego myślenia, tym bardziej więc
dręczyło ją pytanie, dlaczego nie umiała przejrzeć Kipa. Ostatecznie przecież znali się wcześniej cały
rok, a .ona, dziewczyna przy zdrowych zmysłach, uważana za rozsądną, nie zauważyła, że Kip nie
traktuje poważnie ich znajomości.
7
Ellen Piano
Cóż, istniały dwa możliwe wytłumaczenia. Po pierwsze, Dinah musiała się przyznać sama przed sobą,
że myśl o małżeństwie wydawała jej się wtedy wyjątkowo pociągająca, po drugie, przeżyli razem
wiele miłych chwil. Co prawda Kip był beztroskim mężczyzną, który rozrywkę stawiał na pierwszym
miejscu, w przeciwieństwie do niej, zafascynowanej pracą zawodową, ale jakimś cudem w ciągu tego
roku nie pokłócili się ani razu.
— Koniec z tym!
—
powiedziała głośno do siebie. Jeszcze tylko tego brakuje, aby zaczęła rozpaczać z
powodu tego pozbawionego skrupułów typka, który z zimną krwią zostawił ją na lodzie. Powinna być
zadowolona, że jego prawdziwa natura zdążyła wyjść na jaw jeszcze przed ślubem!
Wyskoczyła z łóżka i pobiegła pod prysznic. Rozkoszując się ciepłą wodą myślami była już przy
zjeździe, na który przyjechała w ważnej misji. Dyrektor szkoły, gdzie była zatrudniona, polecił jej
wyszukać przy okazji program nauki czytania, który by przewyższał dotychczasowy poziomem i
jakością. Dzisiejszy ranek poświęciła w całości na spotkania z przedstawicielami kilku grup
roboczych, zajmujących się wybranymi zagadnieniami procesu nauczania, i zapoznanie się z ich
metodami. To zajęcie pozwoliło jej choć na chwilę zapomnieć o Kipie.
Tego wieczoru będzie inaczej, postara się więcej o nim nie myśleć, choć kojarzył jej się nieodmiennie
z wesołą zabawą. Wciągnęła beżowe obcisłe spodnie z mieniącego się jedwabiu, a długie rudawe
włosy spięła klamrą z kości słoniowej, podarowaną jej kiedyś przez niego, tak samo jak kolczyki,
które teraz trzymała w ręku.
— Skończ wreszcie z tymi sentymentami! — upomniała samą siebie zakładając złote koła. Potem
włożyła sandały na wysokich obcasach, które czyniły ją jeszcze wyższą, i przejrzała się w lustrze.
Była słusznego wzrostu, co przyjmowała
8
[ Pobierz całość w formacie PDF ]