[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Adrian Lara
Rasa Środka Nocy 10
Ciemność po północy
PrzekładJONNLIPIŃSK
Moim niezwykłym czytelnikom
społecznościom internetowym
ze Stanów Zjednoczonych i z zagranicy
z podziękowaniem za entuzjazm i zosparcie,
jakie okazujecie moim książkom.
Mam nadzieję, że spodobają się wam kolejne przygody!
I Johnowi, zawsze, z wdzięcznością za wszystko,
czego nie da się ująć w słowach.
Rozdział
1
Ladunki gotowe, Lucanie. Detonatory są nastawione, wystarczy
stówo. Daj rozkaz, a wszystko tu się skończy.
Zapadał zmierzch. Lucan Thorne stał w milczeniu na ośnieżonym
podwórzu posiadłości w Bostonie, którą zakupił ponad sto lat temu, by
służyła jako baza dla niego i jego nielicznych towarzyszy broni. Przez
ponad sto lat wyruszali stąd na patrole, strzec nocy, pilnować kruchego
pokoju, jaki panował pomiędzy nieświadomymi niczego ludźmi,
władającymi dniem, i czasem śmiertelnie niebezpiecznymi
drapieżnikami, które żyły wśród nich w ukryciu, w ciemnościach.
Lucan i jego wojownicy Zakonu wymierzali sprawiedliwość szybko, a
czasem śmiercionośnie i nie znali smaku porażki.
Tej nocy poczuli jej gorycz.
- Dragos za to zapłaci - warknął Lucan przez wysuwające się kły.
Jego wzrok pałał bursztynowo, gdy spojrzał na wapienną fasadę
neogotyckiego pałacu. Olbrzymi trawnik zryty był przez opony
policyjnych samochodów, które wdarły się na teren tego ranka,
zatrzymując się wśród gradu kul pod samymi drzwiami Zakonu. Śnieg
zbroczony był krwią tam, gdzie policja zastrzeliła trzech terrorystów,
którzy podłożyli bomby pod budynek ONZ w Bostonie i uciekli, ciągnąc
za sobą
z tuzin policjantów i wszystkie agencje informacyjne z okolicy.
To wszystko - począwszy od ataku na ludzki obiekt publiczny, poprzez
pościg policyjny relacjonowany przez media, a skończywszy na ataku na
kwaterę Zakonu - było dziełem arcywroga Zakonu, żądnego władzy
wampira o imieniu Dragos.
Nie on pierwszy marzył o świecie, w którym ludzie służyliby w
strachu Rasie Środka Nocy. Ale tam, gdzie mniej zapaleni gracze odpadli,
Dragos wykazał się zadziwiającą cierpliwością i pomysłowością. Przez
większość swego długiego życia tworzył zarzewia buntu, zbierał
zwolenników wśród Rasy i zamieniał sługi w ludzi, których uznał za
pomocnych w jego planie.
Przez ostatnie półtora roku, od kiedy odkryli jego zamiary, Lucan i
jego towarzysze zmuszali go do ciągłej ucieczki. Krzyżowali wszystkie
jego plany i działania.
Aż do dziś.
Dziś to Zakon został zmuszony do odwrotu, a Lucanowi nie podobało
się to ani na jotę.
- Jaki jest przewidywany czas przybycia do tymczasowej bazy?
Pytanie skierował do Gideona, jednego z dwóch wojowników, którzy
zostali z nim, by dokończyć sprawy w Bostonie, natomiast pozostali
zostali wysłani przodem do północnego Maine. Gideon oderwał wzrok od
palmtopa i spojrzał zza srebrnoniebieskich przyciemnianych okularów na
Lucana.
- Savannah i pozostałe kobiety są w drodze od prawie pięciu godzin,
więc będą na miejscu za jakieś pół godziny. Niko i pozostali wojownicy
mają kilka godzin opóźnienia.
Lucan skinął głową, ponuro, ale też z ulgą, że tak dobrze poszła ta
nagła przeprowadzka. Trzeba było się zająć jeszcze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]