[ Pobierz całość w formacie PDF ]
http://www.film.org.pl/prace/frankenstein/powiesc.html
Powieść Mary Shelley
"Żywiłem najszczersze uczucia, a odpłacono mi za nie odrazą i wzgardą. (...)
Jestem nienawistny dlatego, że uczyniono mnie nędznikiem.
Czyż wszyscy ludzie nie unikają mnie? Czyż nie nienawidzą?
Wszak nawet ty, mój stwórca, rozszarpałbyś mnie na sztuki
i jeszcze szczycił się swoim triumfem; nie zapominaj o tym,
i powiedz, czemuż miałbym się litować nad człowiekiem bardziej
niż on nade mną?!"
Książka "Frankenstein czyli nowoczesny Prometeusz" (jak brzmiał pierwotny tytuł) spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem czytelników, zafascynowanych śmiałą wizją 'stworzenia' i odważną treścią. I choć niektórzy krytycy zarzucali książce Mary Shelley dłużyzny i potknięcia dramaturgiczne w przebiegu akcji, niemal z miejsca stała się bestsellerem. Początkowo powieść ukazała się 'anonimowo', a autorstwo czytelnicy przypisywali Percy'emu Shelley - mężowi Mary, który zginął tragicznie (utonięcie) w roku 1822. Na taki a nie inny charakter powieści wpływ miało zresztą kilka innych tragicznych wydarzeń w życiu rodziny Shelleyów; zanim jeszcze Mary wyszła za Percy'ego za mąż, jego pierwsza żona zmarła w równie dramatycznych okolicznościach, jak on sam w kilka lat później. Urodzony w 1815 roku pierwszy syn Mary i Percy'ego zmarł w niedługim czasie po narodzinach. W rok później na świat przyszedł William, któremu z kolei dane było dożyć zaledwie 3-go roku życia. W powieści "Frankenstein", brat Wiktora (zabity przez Monstrum) ma na imię właśnie William. Państwo Shelley po wyprowadzce z Anglii, osiedli na stałe w Szwajcarii, w okolicach Genewy (w którym to mieście mieszkać będzie też książkowa rodzina Frankensteinów). Mary rozwijała wyobraźnię podczas organizowanych przez niejakiego Lorda Byrona (sąsiada i przyjaciela rodziny Shelleyów) spotkań 'z czytaniem opowieści grozy', połączonych z późniejszymi dyskusjami na tematy sił nadprzyrodzonych i zjawisk niewyjaśnionych (więcej na ten temat w rozdziale poświęconym filmowi ). Scena otwierająca film , to właśnie odtworzenie fragmentu jednego z takich spotkań (urocza Elsa Lanchester wcielająca się w tej sekwencji w rolę Mary Shelley, gra również w dalszej części filmu: postać tytułowej Narzeczonej). Największym jednak bodźcem który pchnął 19-letnią wówczas Mary do napisania powieści o Stworzycielu i Stwórcy, był ponoć sen, w którym autorka widzieć miała "Szalonego naukowca klęczącego przy Istocie powołanej przez siebie do życia. Istota patrzyła na naukowca spojrzeniem, w którym kryło się coś niepokojącego...". Podobno też, Lord Byron podczas jednego ze 'spotkań z dreszczykiem', zarzucił pomysł na konkurs: "Kto napisze najlepszą powieść grozy" - w którym Mary Shelley postanowiła wziąć udział. Co było dalej, wszyscy wiedzą; powstała gotycka powieść grozy, zawierająca w sobie elementy romansu i horroru. Nie szczędziła też autorka opisów przyrody i miejsc które odwiedzali Wiktor Frankenstein i Monstrum. Konstrukcja powieści przypomina szkatułki zamknięte jedna w drugiej, otwierane po kolei przed czytelnikiem. Dzięki temu dochodzi się od prologu na skutym lodem Oceanie, poprzez niesamowitą, pełną pasji, cierpienia i goryczy opowieść Wiktora Frankensteina, aż do długiego, łapiącego za serce wywodu samego Monstrum, które opowiada swojemu Stwórcy o tym, jak zdołało przeżyć: o odtrąceniu przez ludzi, o nienawiści, wreszcie o próbach nawiązania przyjaźni i powierzchownej ocenie, jakiej poddawane było wszędzie tam, gdzie zetknęło się z człowiekiem. Wreszcie o decyzji krwawej zemsty na swoim Ojcu, który stworzywszy myślące Indywiduum, porzucił je, nawet nie nadając imienia. Ta wciągająca i pasjonująca, a nade wszystko przejmująca i wzruszająca książka, opowiada o dobrodusznej Istocie porzuconej i odepchniętej, którą okoliczności zewnętrzne (a nie własne sumienie) zmusiły do krwawych czynów, czego najważniejszym zaczynem była chwila, w której Wiktor Frankenstein odmówił Monstrum stworzenia 'kobiety' jemu podobnej, dzięki której - według samego Monstrum - mogłoby zaznać wreszcie uczucia przyjaźni i nie być samotne, bez kogokolwiek, do kogo mogłoby się odezwać bez obaw, że ów ktoś ucieknie w przerażeniu.
"Każdy człowiek - (krzyczał) - może sobie znaleźć bliską sercu żonę
i każde zwierzę dobiera sobie towarzyszkę, a ja mam być samotny?!"
Książkowe Monstrum to zdeformowana Istota, której bliżej do tragicznej postaci "Człowieka Słonia" Davida Lyncha, niż do kina 'monster movies' - w którego szufladkę wpadł (począwszy od roku 1931) "Frankenstein" na długie lata. W książce napisanej w roku 1816, a wydanej w roku 1818 wiele jest niewypowiedzianego bólu, żalu, przemyśleń i katorgi psychicznej, jaka staje się udziałem zarówno Stwórcy jak i Stworzenia - chwilami wręcz ciężko jest ocenić, który z bohaterów bardziej opłakuje swój los, a tym samym trudno rozsądzić kto jest prawdziwym bohaterem negatywnym opowieści Mary Shelley; obydwaj, czy żaden? Autorka w swojej książce skupia się przede wszystkim na psychologicznym aspekcie postaci, nie zagłębiając się ani za bardzo w kwestie naukowe, ani w czysty nurt grozy, czy obfite opisywanie 'scen akcji'. Nie ma w książce nawet 'sekwencji' powołania Monstrum do życia, nie ma piorunów, nie ma nowoczesnego laboratorium, ani efektownej sceny ożywienia Potwora mocą błyskawicy - do której przyzwyczaiło nas kino, a której brak do dziś uchodzi za największy minus powieści Mary Shelley. Z drugiej jednak strony, enigmatyczność i powierzchowność książkowego opisu ożywienia Monstrum, daje szerokie pole do interpretacji; czy Wiktor użył czarnej magii, czy też podpisał pakt z diabłem - pakt, który dał mu moc tworzenia, w zamian za duszę i związane z tym dalsze cierpienia? Wszak Monstrum 'wybija' mu całą rodzinę - czyżby zapłata? Z dalszych różnic: nie padają w książce słynne słowa "To żyje!", tak bardzo kojarzone z postacią Frankensteina. Przez to, a może dzięki temu książka nie jest płytką opowieścią o straszydle, straszącą czytelnika na dobranoc, a stawia pytania o granice ingerencji człowieka w działkę Najwyższego, była i jest platformą do rozważań na temat Boga (Wiktor Frankenstein) i Szatana (Monstrum); zakamuflowanym odniesieniem do historii Adama i Ewy, gdzie Potworowi jego Ojciec odmawia stworzenia partnerki, z którą mógłby wieść szczęśliwe życie z dala od cywilizacji. Żeby było jeszcze ciekawiej, książkowe Monstrum to Istota bardzo inteligentna (prowadzi z Frankensteinem niemal filozoficzne dysputy), łatwo przyswajająca wiedzę, fizycznie niezwykle szybka i zwinna, tym samym znacznie inna od znakomitej kreacji (Potwór Karloffa mimo posiadania ogromnej siły i wytrzymałości - zgodnie z książką - poruszał się znacznie wolniej od wersji powieściowej), który w roku 1931 kreując Monstrum we , mimo wysokiego wzrostu i gry w butach na wysokim podbiciu, i tak nie miał szans dorównać gabarytami książkowemu oryginałowi, mierzącemu aż 8 stóp (2 metry i 40 centymetrów) wzrostu.
"Chciałem go złapać, ale wymknął mi się i pospiesznie wybiegł z domu.
Po chwili zobaczyłem go w łodzi, która cięła wodę prędko niby strzała
i wkrótce zniknęła wśród fal."
Potwór z najsłynniejszej ekranizacji "Frankensteina" z roku 1931, to wolno człapiąca, sapiąca i wyjąca Istota z mózgiem psychopaty pod czaszką. Dziwi zatem fakt, że filmowe Monstrum jest w kwestii mordowania ludzi znacznie bardziej wstrzemięźliwe od książkowego (przecież nie obciążonego psychiką mordercy) oryginału. Najciekawszą jednak różnicą między wszystkimi wersjami filmowymi a powieścią jest to, że czytając przerażającą historię opowiadaną przez Wiktora Frankensteina, można zaryzykować teorię, że Monstrum i Wiktor Frankenstein to jedna i ta sama osoba, gdzie Doktor Frankenstein to człowiek cierpiący na poważne rozdwojenie jaźni, w którego psychice dobro walczy ze złem. 'Dobry' stara się chronić swoją rodzinę i przyjaciół i dręczony jest ciągłymi wyrzutami sumienia, podczas gdy 'Zły' (tak zresztą Wiktor nazywa Potwora) morduje z zimną krwią wszystkich bliskich 'Dobrego'. Za takim potraktowaniem powieści przemawia fakt, że w ciągu trwania całej historii, nikt z otoczenia Doktora Frankensteina nie widział Monstrum (Wiktor zostaje nawet oskarżony o zabicie przyjaciela, którego według niego zabiło właśnie Monstrum), a opowieść Potwora, której Frankenstein wysłuchuje od niego samego, mogła również być wymysłem schorowanego i skołowanego umysłu Doktora. Teorii powyższej zaprzecza oczywiście scena otwierająca książkę, czyli moment w którym marynarze z uwięzionego wśród lodów statku spostrzegają ogromną postać gnającą przez śniegi na saniach ciągniętych przez psy. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że następnego dnia pod swoim statkiem znajdują w takich samych saniach Wiktora Frankensteina, przypuszczać można, że dzień wcześniej również mogli widzieć właśnie jego, przedzierającego się przez zaspy. I dopiero ostatnia scena książki burzy śmiałą teorię o schizofrenii Frankensteina, gdy Monstrum dostaje się do okrętowej kabiny i rozmawia z Kapitanem statku oświadczając, że jego życie kończy się wraz z życiem Frankensteina, po czym składa deklarację oddalenia się od cywilizowanego świata, gdzie spłonie na własnoręcznie sporządzonym stosie.
"Wskazałem miejsce, gdzie stwór zniknął, i zaraz rzuciliśmy się
tam w pościg łodziami; zarzucaliśmy sieci - lecz na próżno.
Po kilku godzinach wróciliśmy, bez nadziei, acz prawie wszyscy
moi towarzysze uważali, że ten ktoś był tylko wytworem mojej wyobraźni..."
Może jednak Kapitan był pod tak ogromnym wrażeniem opowieści Doktora Frankensteina, że sam dopowiedział tak niesamowite zakończenie w liście do swojej żony, w którym skwapliwie spisywał wszystko, co Wiktor Frankenstein na łożu śmierci mu opowiadał. Kwestię nie tyle rozdwojenia jaźni, co swoistego połączenia Wiktora i Monstrum w jedną istotę, poruszy m.in. średnio udany film w reżyserii Davida Wickesa, wyprodukowany dla telewizji, oraz - lekko sygnalizujący temat schizofrenii. Kończąc kwestię "Frankensteina" Mary Shelley dodać należy, że w książce nie znalazło się ani jedno słowo dotyczące Drakuli, czy Człowieka Wilka, z którymi to postaciami Monstrum stykać się będzie w wielu filmach złotej ery 'monster movies', o czym w roku 2004 przypomni Stephen Sommers, umieszczając Monstrum w towarzystwie Wilkołaków, Drakuli, garbatego Igora i oczywiście tytułowego . Wpływ 'najsłynniejszej książki której nikt nie czytał' (jak żartobliwie mawia się o dziele Mary Shelley) na świat filmu, jest nie znającym końca fenomenem, który co kilka lat odżywa na nowo, tworząc kolejne wersje i wariacje na temat nieśmiertelnego Frankensteina, którego nazwisko chciał nie chciał, w ciągu dziesiątek lat przylgnęło do samego Monstrum, być może słusznie stapiając Twórcę i jego Dzieło, w nierozerwalną całość...
"Człowieku! Możesz nienawidzić, lecz strzeż się! Życie twoje upłynie
ci w wiecznym lęku i cierpieniu; wkrótce padnie piorun, który na
zawsze wydrze ci twe szczęście. Ty masz być szczęśliwy, gdy ja tarzam
się w błocie, w najczarniejszej marności i rozpaczy?! Możesz zniszczyć
wszystkie moje inne namiętności, lecz zemsta pozostanie..."
"Frankenstein", Mary Shelley (ur. 1797 - zm. 1851, na guza mózgu)
1
... [ Pobierz całość w formacie PDF ]