[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Kira SinclairPatrz na mnieTytuł oryginału: Captivate MeROZDZIAŁ PIERWSZYIdealna mieszanka absurdu i bezwstydu. Te słowa najlepiej opisująostatnie dni karnawału w nowoorleańskiej Dzielnicy Francuskiej. Skąpoubrane kobiety spacerują z przebranymi za koty mężczyznami naszczudłach, a tuż obok kaznodzieje głośno ostrzegają przed straszliwymikonsekwencjami grzechu.Podniecenie i nieumiarkowanie. I to wszechobecne poczuciezagrożenia... bo właściwie wszystko może się zdarzyć. I się zdarza. Obcyniezmierzony ludzki tłum. Upał i hedonizm. Muzyka, wrzawa i głośnyŚmiechwypełniające każdy centymetr przestrzeni.Wokół trwała szaleńcza zabawa, ale Beckett Kayne miał to gdzieś.Obok niego Mason WeItbrook, od dziecka najlepszy przyjaciel, wwyciągniętej ręce trzymał kilka mrugających ledowych naszyjników.Potrząsał nimi kusząco, wykrzykując jakieś sprośności.Dwie kobiety w krótkich kloszowych spódniczkach i obcisłych topachpodniosły wzrok i chichocząc, spojrzały na nich szklanym wzrokiem.Trzymały się za ręce, nie tylko z przyjaźni, ale po to, by się nie przewrócić.– Wiecie, jak je zdobyć – zadrwił Mason.Jedna z kobiet – Beckett nazwał je kobietami, choć byłby cholerniezaskoczony, gdyby się okazało,żeod dwudziestu czterech godzin są jużpełnoletnie – powoli pokręciła głową. Beckett, właściciel sieci nocnychklubów w większych miastach Stanów, nauczył się rozpoznawaćniepełnoletnich.1TLOparty o balustradę obojętnie patrzył na gęstniejący pod balkonem tłum.Rocierający się o obcych, bo to jedyny sposób, by przedrzeć się przezBrunetkaściągnęławargi.– Nie możemy. – Pociągając za brzeg topu, dodała: – Za ciasny.Mason tylko się uśmiechnął, pokazując białe zęby.– To pokaż mi coś innego.W takich chwilach Beckett się zastanawiał, czemu, do diabła, choćminęły już lata ich hulanek, nadal utrzymuje kontakty z Masonem. Tak,kiedyś razem z przyjacielem próbowałby namówić dziewczyny dopokazania tego, czym Bóg je obdarzył.Teraz, w wieku trzydziestu dwóch lat, czuł się na takie bzdury za stary.Zdecydowanie za stary na te dwie małolaty o sarnich oczach. Z niesmakiemszeptały, ukradkiem zerkając do góry. Po paru chwilach zakręciły się napięcie. Beckett miał nadzieję,żesię oddalą, choć wiedział,żeto złudnanadzieja.zaprezentowały prawie nagie pupy.monety i garść tanichświecidełek.chodzi tylko o dręczącą go od paru tygodni melancholię? Zaczynało go towszystko nużyć.Zamiast rzucić Masonowi nieprzyjazną uwagę, której później pewniebyżałował,uniósł szklankę i wypił sporyłykdrogiej whisky. Poszło gładko,a miłe pieczenie w gardle powstrzymało słowa, które miał na końcu języka.Nie miał ochoty tu być. Usiłować wytłumaczyć Masonowi,żedziś niebędzie najlepszym towarzyszem, ale przyjaciel wzbudził w nim poczucieTL2Tymczasem dziewczyny zgięły się w pasie i unosząc skraj spódniczek,Mason gwizdnął z uznaniem i sypnął im do stóp naszyjniki, złoteTej nocy niekontrolowane rozpasanie drażniło Becketta. A możeRi poczuciem nieuchronności patrzył na dziewczyny, które coś między sobąwiny i skłonił go do przyjścia. Prywatnej imprezy u jednego z partnerówfirmy Masona nie można było stracić.Jednak myśli Becketta krążyły wokół interesów, bo wszystko, czegopragnął, powoli przeciekało mu przez palce. Jego czoło znów przecięłapionowa zmarszczka. Nie przywykł do bycia... ignorowanym i odtrącanym,a to właśnie robiła firma V&D Mobile Technology.Co prawda już nazajutrz położy temu kres.– Człowieku, przestraszyłeś te dwie laski. Przestań się tak krzywić.Mamy ostatki! – zawołał Mason, jakby muzyka, ludzie i maska, którą miałna twarzy, nie dość to Beckettowi uświadamiały.się ignorować. Nawet gdyby tego chciał.Dziewczyny ruszyły dalej, ale Mason nie był zawiedziony, bo niecodalej dwie kolejne kobiety, także w maskach z piórami, i także ledwietrzymające pion na niebotycznie wysokich obcasach, właśnie uniosły bluzki,odsłaniając piersi. Przy akompaniamencie gwizdów u ich stóp wylądowałgrad paciorków.na Masona, który przeskoczył balustradę i pospieszył do kobiet zbierającychz ziemi koraliki – nagrodę za to,żesię obnażyły.Korzystając z nieuwagi kolegi, Beckett przeniósł się na zacienionączęść balkonu. Balkony na pierwszym i drugim piętrze ciągnęły się wzdłużfrontu i bocznejścianyNiemal wszyscy tłoczyli się w pobliżu ulicy, bypatrzeć na zabawę.Potrzebował chwili odosobnienia, by opanować lek ki ból głowy, którygroził migreną. Oparł plecy o ceglanąścianę,a stopę na misternej metalowejbalustradzie i za mknął oczy. Głęboki oddech i kolejnyłykwhisky3TLUrocze. Beckett odwrócił wzrok z niesmakiem. Kręcąc głową, patrzyłRAtmosfera dzikiego rozprzężenia była tak dotykalna, te z trudem dałaczęściowo rozluźniły mięśnie międzyłopatkami.Nadal słyszał gwar z ulicy,ale boczny balkon wychodził na alejkę o kontrolowanym dostępie.Apartamentowiec naprzeciwko był wystarczająco elitarny, by mieć dobrąochronę –wysokie ogrodzenie, elektroniczne zamki i kamery.Doświadczonym okiem Beckett wypatrzył drogi sprzęt nagrywający.Alejka była pusta, wypełniały ją tylko cienie, opróżnione puszki iczarny kot, który patrzył na niego wielkimiżółtymioczami. Chwilasamotności. Beckett zbierał siły na nieunikniony powrót do dekadenckiejzabawy, gdy w mieszkaniu po drugiej stronie zapaliło sięświatło.Zaskoczyło go to, tylko dlatego tam spojrzał. A gdy już to zrobił... nieBalkon, na którym stał, znajdował się powyżej okiem przez którezaglądał, więc patrzył nieco z góry.To była sypialnia. Damska. Witrażowa lampka na nocnym stolikuzabarwiłaTLjąniebieskimi,zielonymiWiększączęśćpokoju4Rizajmowałołóżkozmógł oderwać wzroku.fioletowymiplamami.Pojasnozielonychścianachi ciemnej podłodze wędrowały cienie. Pokójwypełniały solidne meble, które miały swoje lata i własną historię.baldachimemzbłyszczącego złociście drewna, z miękkimi poduszkami w kolorachszlachetnych kamieni. Wygodnyiurządzony z przepychem pokój był jakzaproszenie, które Beckett miałby chęć przyjąć. Ale tak naprawdę to niemeble przyciągnęły jego wzrok.Widział ją w ramie okna, otoczoną miękkim blaskiem witrażowejlampy. Było w niej coś dramatycznego i nierzeczywistego. Może dlategowciąż patrzył. Bo logicznie rzecz biorąc, podglądał ją, był intruzem, leczmiała w sobie coś takiego...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]