[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Andrea LaurenceGorące negocjacjeTłumaczenie:Anna ZellerROZDZIAŁ PIERWSZYWade nie znosił śniegu. A wydawałoby się, że człowiek, który urodził sięi wychował w Nowej Anglii, powinien polubić zimę albo gdzieś wyjechać.Tymczasem on nie zrobił żadnej z tych rzeczy i co roku, w listopadzie, kiedy z niebaspadały pierwsze płatki, jego dusza więdła aż do nadejścia wiosny. Dlategozamierzał wyskoczyć na Jamajkę jeszcze przed świętami, a na Wigilię jak zwyklewrócić do Edenów.Zarezerwował bilet lotniczy i hotel, kiedy plany pokrzyżował mu telefon odrozhisteryzowanej Julianne, jego przyszywanej siostry.Poprosił asystentkę, by w jego imieniu przesunęła rezerwację, bo gdyby wszystkoposzło po jego myśli, powitałby nowy rok na plaży, sącząc złoty napój z piankąi delektując się myślą, że wszelkie kłopoty ma z głowy.Jechał terenówką bmw w kierunku „Edenu”. Wolał jeździć roadsterem, alepodróżowanie samochodem sportowym po skutych lodem drogach lokalnychConnecticut było praktycznie niemożliwe, dlatego zostawił go w garażu naManhattanie.Samochód terenowy miał zimowe opony, w bagażniku łańcuchy i pewnie sunął poźle odśnieżonej jezdni.Odetchnął z ulgą, widząc duży znak informujący o wjeździe na teren farmychoinek Edenów, jego przybranych rodziców. Powrót do domu zawsze wprawiał gow dobry nastrój. „Eden” był dla niego prawdziwym domem, w odróżnieniu od wieluinnych domów, w których przyszło mu mieszkać u rodzin zastępczych.Bez sentymentu wspominał lata, gdy opiekowała się nim ciotka, a także wczesnedzieciństwo spędzone z matką. Farma była rajem na ziemi. Zwłaszcza dla takiegopodrzutka jak on, który równie dobrze mógł zostać notorycznym kryminalistą, a niebogatym biznesmenem obracającym się w branży nieruchomości.Edenowie zmienili wszystko w życiu Wade’a i innych dzieci, które z nimimieszkały. Byli dla nich jak rodzice. Wade nie znał ojca, a matkę widział tylko raz,wiele lat po tym, jak podrzuciła go – dwuletniego brzdąca – własnej ciotce. Dlategogdy myślał o domu, przed oczami stawała mu farma i rodzina, którą stworzyliEdenowie.Mieli tylko jedno dziecko, córkę imieniem Julianne. Marzyli o gromadce dzieci,które pomagałyby w pracy na farmie i pewnego dnia przejęły rodzinny interes, aleich marzenie się nie spełniło, dlatego zdecydowali się na adopcję. Wyremontowalistarą stodołę i zamienili ją w przytulny barak, idealny dla rozbrykanych chłopaków.Pierwszym dzieckiem, które adoptowali, był Wade. Kiedy się wprowadził, Juliannebyła jeszcze małą dziewczynką. Przebywał już w niejednej rodzinie zastępczej, aleu Edenów było inaczej. Czuł, że nie jest dla nich ciężarem ani gwarantem zapomogispołecznej. Był ich synem.I właśnie dlatego wolałby ich odwiedzać z zupełnie innego powodu. Najbardziejbał się tego, że ich rozczaruje. To byłby dla niego najcięższy grzech. Cięższy niżten, który popełnił piętnaście lat temu i który doprowadził do tej afery.Wjechał na podjazd, minął parking dla klientów i tuż za starym domem w styluangielskim skręcił w wąską drogę prowadzącą do wiaty. Było piątkowe popołudnie,ale na parkingu stało co najmniej dziesięć samochodów. W końcu był dwudziestypierwszy grudnia i do świąt zostało zaledwie kilka dni.Matka Wade’a, Molly, krzątała się po sklepie z upominkami i namawiała klientówdo spróbowania ciasteczek maślanych, cydru i gorącej czekolady, chcącuprzyjemnić im oczekiwanie na choinkę.W tym czasie Ken razem z pracownikami ścinał drzewka, zawijał je w siatkęi pakował do aut.Wade poczuł nagłą ochotę, by pomóc ojcu. Jako nastolatek robił to co roku,a także później, gdy studiował na Uniwersytecie Yale i na święta przyjeżdżał dodomu. Uwielbiał tę robotę, ale teraz wzywały go obowiązki. Najpierw musiał sięzająć sprawą, która przywiodła go tutaj, zamiast na słoneczne plaże Jamajki.Zaskoczył go ten telefon od Julianne. Rzadko do siebie dzwonili, rzadko sięwidywali i tak samo jak reszta rodzeństwa rzadko odwiedzali rodziców. Wszyscybyli bardzo zapracowani. W pogoni za sukcesem łatwo zapominali o najbliższych.To Julianne odkryła, co się stało. Wiedziona przeczuciem, pojawiła się na farmiew Święto Dziękczynienia. Ojciec, Ken, powoli odzyskiwał zdrowie po zawale. Anion, ani matka nie powiadomili żadnego z dzieci. Nie chcieli ich niepokoić ani tymbardziej obciążać rachunkami za szpital.Wade, Heath, Xander i Brody – każdy z chłopaków bez problemu wystawiłby czeki rozwiązał finansowe problemy rodziców, ale Molly i Ken upierali się, że samipokryją swoje wydatki. Dlatego sprzedali działkę – tę jedyną parcelę, na której niehodowali iglaków.Nie rozumieli, dlaczego tą decyzją tak bardzo zdenerwowali dzieci. A dzieci niemogły powiedzieć im prawdy. Nie wolno odgrzebywać starych tajemnic. Wademusiał tego dopilnować. Właśnie dlatego tu przyjechał.Przy odrobinie szczęścia podjechałby quadem na niezalesioną działkę, odkupiłziemię od nowego właściciela i wrócił, zanim Molly zaczęłaby się zastanawiać,dlaczego w tym roku tak wcześnie przyjechał na święta. Nie zamierzał ukrywaćprzed rodzicami zakupu parceli, ale póki nie załatwi sprawy, nie chciał ichniepokoić.Dom zastał pusty, tak jak się spodziewał. Na stole w kuchni zostawił wiadomość,włożył ciepłą kurtkę, traperki i poszedł do quada. Mógłby pojechać terenówką, alenie chciał szpanować przed obcymi ekskluzywnym wozem.Po tym, jak gruchnęła wiadomość od Julianne, Heath i Brody natychmiast zjawilisię na farmie. Dowiedzieli się, że nowi właściciele już zamieszkali na działce.W przyczepie. Zdaniem Wade’a to był dobry znak.Jeśli mieszkają w przyczepie, to znaczy, że bardziej niż ziemi potrzebująpieniędzy. A gdy zobaczą, że jakiś nadziany facet każe im odsprzedać ziemię, będąrobić problemy albo od razu podniosą cenę.Wade wsiadł na quada i pojechał drogą wiodącą przez środek farmy. Po sprzedażyosiemdziesięciu pięciu akrów „Eden” skurczył się do dwustu, na których hodowanoróżne odmiany jodeł. Północno-wschodnie tereny były mocno skaliste, więc uprawaw tym miejscu była praktycznie niemożliwa. Wade nie był zdziwiony, że ojciecpostanowił sprzedać akurat tę połać. Wolał jednak, by tego nie robił.Gdy dojeżdżał do granic farmy, dochodziła trzecia. Niebo było czyste i jasne.Grudniowe słońce odbijało się od śniegu i mimo że włożył ciemne okulary, raziło gow oczy. Zwolnił i wyciągnął z kieszeni najnowszą mapę, którą zostawił mu Brody.Sprzedana działka dzieliła się na trzy części, dwie duże i jedną małą. Porównującmapę z GPS-em w telefonie, Wade doszedł do wniosku, że mniejsza część, będącadziałką budowlaną o powierzchni dziesięciu akrów, znajduje się zaraz zawzgórzem. Był prawie pewien, że właśnie tego miejsca szuka.Schował mapę i się rozejrzał. Dobrze pamiętał ten charakterystyczny zakątek.Właśnie dlatego go wybrał. Stary pokrzywiony klon i skała przypominającagigantycznego żółwia. Teraz jednak miał wrażenie, że wszystkie drzewa dokoła sąpokrzywione. Wierzchołki skał ledwie wystawały z zasp. Sam już nie wiedział, czyjest we właściwym miejscu.Niech to! Był przekonany, że od razu je rozpozna. Ta noc sprzed piętnastu latwryła się w jego pamięć, choć próbował o niej zapomnieć. To był moment, któryzmienił całe jego życie. To była decyzja – nieważne, czy dobra, czy zła – z którąbędzie żył już do końca.Czuł, że to musi być tu. Tamtej nocy na pewno nie odjeżdżał daleko od domu. Zabardzo się spieszył, by w poszukiwaniu kryjówki zapuszczać się do dalszych parceli.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]